Słuchowisko – audiobook – książka
- Nieogar I Inni
- 26 lip 2019
- 4 minut(y) czytania
Rozważania nad różnicami pomiędzy adaptacjami a oryginałem na przykładzie Lalki
Każda z wymienionych w tytule form literatury ma swoich zwolenników i sceptyków, każda zasługuje również na odrębne traktowanie i osobne rozpatrywanie. Nie można ich, oczywiście, oddzielać od siebie całkowicie, ponieważ tam, gdzie występują różnice, muszą być i podobieństwa. Poświęciłabym najwięcej czasu (i tekstu) słuchowisku, jest to bowiem najbliższy mi, poza filmową, rodzaj adaptacji literatury, uważam jednak, że byłoby to niejako pójście najłatwiejszą drogą, ażeby więc uniknąć poczucia, że moja praca będzie niekompletna, postanowiłam wpleść pomiędzy swoje rozważania również zagadnienie audiobooku; chcąc także postawić te dwie płaszczyzny nie tyle w opozycji, co obok siebie, i zastanowić się, czy możemy ukazać wyjątkowość jednej, nie umniejszając jednocześnie roli drugiej. Być może uda mi się odkryć wartość, dotychczas pomijanego przeze mnie, głośnego czytania.
Choć między współczesnym audiobookiem a korzeniami literatury, czyli ustnymi przekazami ludowymi, nie można postawić prostej linii łączącej te dwa zjawiska, niewątpliwie można jakąś jednak nakreślić. Początkowo to opowiadanie było jedyną formą istnienia literatury – przed rozpowszechnieniem się piśmiennictwa słuchano opowieści, nie czytano ich. W audiobooku dostrzegam analogię, powrót do początku, do swego rodzaju pierwotności. Jednakże nie przyszła mi na myśl pewna oczywistość, jaką jest, omawiana przez Dominika Antonika w artykule Audiobook. Od brzmienia słów do głosu autora, a znana z teorii Barthes’a, potrzeba odnalezienia ukrytego za tekstem ciała. Może to coś naturalnego, co w człowieku po prostu jest – mimowolne wiązanie opowieści z opowiadającym. Uświadomienie sobie tego może pomóc w zrozumieniu niezaprzeczalnej popularności formy, jaką jest audiobook, w obecnych czasach.
Słuchowisko natomiast, to nie opowieść. To teatr – dokładniej – teatr dźwięków. Narrator występuje, ale on też jest aktorem. Nie opowiada – gra. Najważniejszym celem jest stworzenie atrakcyjnego w odbiorze wydarzenia, zainteresowanie słuchacza i przeniesienie go w inną rzeczywistość. Również uruchomienie za pomocą dźwięków – do których należą także głosy użyczone postaciom – jego wyobraźni.
Jak jednak ma się wiedza, jaką posiadamy na temat tych zjawisk, do naszych doświad- czeń z nimi i tego, jak postrzegamy je na co dzień i wykorzystujemy w praktyce? Jakie ich cechy dostrzegamy; kiedy sięgamy po audiobook, kiedy po słuchowisko, a kiedy książkę oryginalną, oraz jak jest faktycznie z “nieteatralnością” audiobooków postaram się sprawdzić, porównując do siebie trzy wersje powieści pt. Lalka Bolesława Prusa, która jest jednocześnie lekturą szkolną, co może być istotnym punktem rozważań – szczególnie nad kwestią praktyczności.
Audiobook, który wybrałam, to produkcja Polskiego Radia, czytającym zaś jest Jarosław Gajewski – aktor. Tu już pojawia się problem, czy może sprzeczność, o której pisze Dominik Antonik, kiedy to audiobooki, jeśli wykonywane przez profesjonalistów, “nieuchronnie zbliżają się do stylu słuchowiska”. To prawda, takie właśnie wrażenie odnoszę już kiedy słucham pierwszego dialogu. Pan Jarosław Gajewski ma niezwykłą zdolność modulacji głosu, dzięki której (przez którą?) wydaje się, jakby faktycznie tych kilka osób rozmawiało ze sobą, każda swoim głosem. Z drugiej strony jednak na myśl przychodzi mi sytuacja zbiorowego słuchania opowieści w dzieciństwie, kiedy to opowiadający zawsze próbował jak najdokładniej oddać różnorodność postaci – za pomocą właśnie głosu. Nie jest to dokładnie to samo, jeśli jednak wspomniana wcześniej przeze mnie linia pomiędzy opowiadaniem literatury, a jej głośnym scenariusza, audiobooka gorszym nie czyni. Tym bardziej, że w tym momencie pojawia się kolejna myśl – przypominają mi się słowa na temat relacji z mówiącym, która zaczyna poprzedzać tę z tekstem i jego znaczeniem. Znając głos pana Gajewskiego z bajek oraz jego wygląd z telewizji, można odnieść wrażenie, po kilkunastu minutach, że opowieść kierowana jest właśnie do nas, spersonalizowana, można wyobrazić sobie nawet, że nie słuchamy jej sami.

Zupełnie inne odczucia budzi we mnie słuchowisko na podstawie Lalki w reżyserii Andrzeja Jarskiego. Wcale jednak nie gorsze. Ta wyprodukowana w 1997 roku radiopowieść przenosi w czasie do XIX wieku, każdy dźwięk współgra idealnie z odpowiadającą mu akcją w książce, wszystkie detale oddają realia, klimat oraz specyfikę danej sceny. Kiedy słychać odpalanie papierosa – czuję dym, a kiedy otwierają się drzwi sklepu Wokulskiego – powiew chłodu z zewnątrz. Całość dopełniają tematyczne wstawki muzyczne w miejscach, w których w audiobooku pojawiłby się tytuł kolejnego rozdziału. Słuchowisko, jak już wspomniałam, to w pewnym sensie teatr – daje jednak więcej możliwości, gdyż dany odbiorcy jest jedynie dźwięk. A im mniej jest dane, tym więcej można stworzyć sobie samemu. Zamknięcie oczu w tym przypadku nie powoduje wrażenia słuchania opowieści, a uczestniczenia w wydarzeniach, przebywania w jednym pomieszczeniu z bohaterami. Ich wygląd oraz cały obraz kreujemy sobie sami, co jednak przychodzi niezwykle naturalnie przy całej, szczegółowo dopracowanej, oprawie dźwiękowej. Elżbieta Pleszkun-Olejniczakowa i Katarzyna Szklarek w Pasażach Hulewicza cytują za nim “ludzie radia muszą tworzyć laboratoria doświadczalne, […] reżyser współpracować winien z muzykiem, pisarz z dyrygentem […], a wszyscy razem z akustykiem.” i dostrzegam równie duże zaangażowanie, oraz jego efekty, w omawianym słuchowisku. Wizerunki aktorów, przy tym, nie są potrzebne, wręcz przeciwnie – nie stanowią elementu dzieła, więc lepiej nawet jest ich nie znać.
Na końcu zestawienia pojawia się książka w formie oryginalnej. Przed sobą widzę dwie opcje – kiedy jest chęć jej przeczytania, i kiedy konieczność. Pary audiobook – książka i słuchowisko – książka różnią się od siebie nie tylko stopniem zgodności treści, ale także zależnościami, jakie je wiążą. Nie ulega wątpliwości, że jedynie audiobook służyć może jako zamiennik czytania książki, kiedy jej znajomość jest konieczna – jak w przypadku właśnie Lalki, jednej z lektur szkolnych. Wówczas po audiobook nie sięga się ze względu walorów artystycznych – sięga się żeby oszczędzić czas. Treść zgadza się co do słowa, ale słuchanie trwa krócej. To, że w trakcie poczuć można więź z lektorem i odczuć obecność autora za tekstem, to wartość dodana, ale – choć nawet nie zawsze dostrzegana – w moim uznaniu bardzo istotna, przebijająca się przez praktyczność, zwyczajność i pozorną nijakość audiobooku.
Inaczej ma się rzecz w przypadku pary słuchowisko – książka. Słuchowisko nie pomoże wiele, kiedy wymagana jest znajomość lektury. W radiowej Lalce często zdarzają się momenty, w których nie wiadomo właściwie, kto jest kim i kto powiedział co. Nie ujmuje to walorów warstwie dźwiękowej, jednak sądzę, iż merytorycznej owszem, odrobinę. Dochodzę do wniosku, że radiopowieść, choć oczywiście może istnieć autonomicznie, najlepiej funkcjonuje jednak w ścisłym powiązaniu z tekstem pisanym. Mówiąc krótko – dobrze jest, przed zetknięciem się z tym rodzajem adaptacji, zapoznać się z treścią powieści w wersji oryginalnej – lub głośno czytanej. A później, kiedy historia nie jest nam już obca, przenieść się można, dzięki teatrowi dźwięku, do jej wnętrza i doświadczyć jeszcze raz, tym razem niemal uczestnicząc w wydarzeniach, przeżywając je, słysząc, wraz z bohaterami.
Comentários