top of page

Performans a sztuka

  • Zdjęcie autora: Nieogar I Inni
    Nieogar I Inni
  • 20 wrz 2019
  • 7 minut(y) czytania

Czym jest performans i po co on jest - pytania te, wracające do moich myśli dość często od momentu rozpoczęcia zajęć z filmu i teatru, skłoniły mnie do rozważań na ten temat i do spisania ich w jakiejś uporządkowanej, logicznej formie. Przede wszystkim zdaję sobie sprawę ze swojej ułomności w temacie, ale właściwie o to właśnie chodzi. Chcę pokazać, jak widzą to zwykli ludzie. Przygotowując się do stworzenia tej pracy, starałam się zrozumieć zjawisko performansu, nie wykluczając, że podczas poszukiwań zmieni się mój pogląd w tej sprawie, ponieważ spojrzenie na rzecz głębiej i dokładniej zwykle nasuwa nowe wnioski. Nie jestem zamknięta i nie krytykuję na oślep, próbuję choć w pewnym stopniu jednak zrozumieć to, co dla mnie pierwotnie niezrozumiałe, ponieważ szanuję różnice, odmienność i wyjątkowość, i tak też postąpiłam tym razem.


Performans nazywa się sztuką, a osoby zajmujące się nim - artystami. Widząc każdy przykład, z jakim się spotkałam, zastanawiałam się - dlaczego? Należałoby sprawdzić najpierw, jak dokładnie definicja sztuki brzmi, by móc coś do niej zakwalifikować bądź nie. Czym jest sztuka? Sprawdzam i okazuje się, że właściwie nie wiadomo. Przeczytałam całą Wikipedię1 na ten temat i nadal nie znam odpowiedzi, a im więcej szukam, tym mniej wiem. Żeby jednak zacząć z jakąkolwiek podstawą, spiszę i odniosę się jakoś do wszystkiego, co udało mi się znaleźć, a później dopiero przywołam do tego performans. W zamiarze mam przedstawić swoje przemyślenia, a myślę raczej prosto, więc będzie to prosta praca ukazująca postrzeganie performansu z perspektywy prostego człowieka. Nie będę też udawać uczoności i wyniosłego języka, ponieważ pisanie w taki sposób byłoby trudne, a sama praca nieautentyczna. O wiele sprawniej przebiegnie ten proces twórczy, jeśli pozostanę przy mówieniu własnymi słowami.


Dużą inspiracją byli dla mnie zwyczajni ludzie, zaznajamiani przeze mnie z performansem. Ich nastawienie i reakcje - właściwie w każdym przypadku takie same. “Co to jest?”, “Ale po co ona to robi?”, “To chore.” - szok, dezaprobata, nieprzychylność, brak zrozumienia. Nie dziwię się, bo ja też nie rozumiem. Ale mam w sobie dużo wrażliwości, może to jest powodem wzruszania się na rzeczach, których nie pojmuję i odczuwania emocji, kiedy kompletnie nie wiem, o co chodzi. Przyjmę więc trochę postawę “sprawdzanych” ludzi, bo ja jednak jestem nieco bardziej otwarta na dziwactwa, niż oni, a ta zamkniętość właśnie jest w tej pracy istotna.


Zajmijmy się więc, jak już powiedziałam, wyjaśnieniem sobie słowa “sztuka”. Skorzystam ze wspomnianej wcześniej Wikipedii, ponieważ to zwykle pierwsze, co przychodzi do głowy, kiedy chce się czegoś dowiedzieć. Znajduję tam dużo wyrażeń, których nie rozumiem i antyczną, średniowieczną oraz renesansową definicję, ale one mnie nie interesują, bo wtedy nie znano performansu. Dochodzę do “Współczesnych definicji sztuki” i kilku podpunktów niżej. Przeanalizuję je, są całkiem przystępnie napisane.


Rezygnacja z definicji. Przez chwilę wydawało mi się, że rezygnacja z definicji, czyli zaliczenie sztuki do pojęć otwartych, jest dobra i słuszna, ale chyba jednak nie, bo faktycznie, wtedy można by tak nazwać cokolwiek. A tak całkiem cokolwiek, to sztuką raczej nie jest.


Dosyć podoba mi się inna próba wyjaśnienia tego słowa: Definicja alternatywna. “Opierająca się na formule alternatywnej《bądź-bądź》”. Znów, by mieć się do czego odnieść, muszę zacytować: “Sztuka jest odtwarzaniem rzeczy, bądź konstruowaniem form, bądź wyrażaniem przeżyć – jeśli wytwór tego odtwarzania, konstruowania, wyrażania jest zdolny zachwycać, bądź wzruszać, bądź wstrząsać Tatarkiewicz, W., Dzieje sześciu pojęć, Warszawa, PWN, 1988, s. 52”. Ale czy to znów nie zbyt ogólne? Bo przecież wiele może zachwycać, wzruszać, bądź wstrząsać, a nie zostać powszechnie uznanym za dzieło sztuki. Piosenka śpiewana przez dziecko może wzruszyć matkę, ale nikogo innego nie obejdzie. Będzie to odtworzenie rzeczy, będzie wzruszać, ale czy będzie to sztuka? Z definicji wynika, że tak, ale mnie się zdaje, że jednak nie. Albo może? Kto wie. Z drugiej strony, obraz - ładny, zwykły - wcale kogoś zachwycić nie musi, będzie po prostu ładnym, zwykłym obrazem, ale tego, że jest to wyraz sztuki, raczej nikt nie zakwestionuje. W końcu to ładny obraz.

Nominatywna definicja sztuki. Tutaj chodzi o to, że co zostało stworzone, żeby być sztuką, jest nią, ponieważ najważniejsza jest intencja autora. Przywołane są też słowa Donalda Judda: “sztuką jest to, co się za sztukę uważa” i ja się z tym poniekąd zgadzam, ale nie do końca. Można powiedzieć, że zgadzam się wybiórczo. Po pierwsze - o wszystkim ktoś mógłby stwierdzić, że zrobił to z pobudek twórczych, naprawdę, o czymkolwiek. Po drugie (i ważniejsze) - są takie rzeczy, które powstały wcale nie po to, by były dziełami sztuki, ale okazują się nimi być, nawet niekiedy ku zaskoczeniu autora. Tak właściwie - wystarczy, żeby na przykład malarz był na tyle skromny, by swojego pięknego pejzażu nie uważać za sztukę, aby podważyć tę definicję, bo według niej wtedy ten obraz sztuką nie będzie, a większość osób z pewnością stwierdzi inaczej.

Definicja kontekstualna. Jest w taki sposób sformułowana, że trudno ją przerobić i ubrać we własne słowa, ale ja rozumiem ją tak, że pewne sztukoznawcze środowisko ma głos decydujący - jak im się spodoba, to sztuka, jak nie, to nie. Istotną sprawą w tym przypadku jest kontekst - aktualnego stanu teorii sztuki oraz miejsca i czasu, czyli co, jak i kiedy zostało zrobione - to się liczy. Żadnych więcej wytycznych nie ma, co sprawia, że definicja jest bardzo płynna.

Instytucjonalna definicja sztuki. Podobnie jak powyższa, mówi, że sztuką jest to, co za nią uzna tzw. artworld, czyli dość rozlegle rozumiany świat sztuki i przeróżne instytucje się nią zajmujące. Czyli też właściwie nic konkretnego. No i dlaczego ktoś miałby narzucać innym, co mają uważać za sztukę?

Zrobiłam sobie kłopot. Okazuje się bowiem, że każda z powyższych definicji jest błędna, niekompletna. Czuję, że rozumiem jeszcze mniej, niż na początku. Przyjmuję więc, że sztuki określić się po prostu nie da, ponieważ czego by nie powiedzieć, zawsze coś nie będzie się zgadzać.


A teraz spróbujmy przyjrzeć się ludziom zwykłym, którzy nigdy żadnych definicji nie czytali. Utworzyli sobie swoje własne pojęcie sztuki, nigdy niesformułowane, ale stosowane i w pewien sposób ściśle określone. Na podstawie tego pojęcia mogą zdecydować na poczekaniu, co dla nich sztuką jest, a co nie. Bez zastanowienia. Zauważyłam pewną zależność. Wszystko zaakceptowane przez ogół jako sztuka, jest ładne. Cieszy oko albo ucho, można to obejrzeć, przeczytać, usłyszeć. Bardzo ważnym czynnikiem składowym powszechnie przyjmowanej sztuki, jest także talent autora. Żeby tworzyć, musisz mieć talent, to się ze sobą koniecznie łączy. Myślę, że to też może być przyczyną komplikacji przy zjawisku performansu. Malarz ma talent do malowania, pisarz do pisania, muzyk do gry na instrumencie. A performer? Do performowania? Przecież każdy może wytatuować komuś na plecach czarną linię, czy stanąć nago w przejściu, nie potrzeba do tego specjalnych zdolności.


Skoro idziemy naprzód, dalej potrzebna jest nam definicja performansu i oto kolejny problem, ponieważ znów sprawdzam, i znów nie wiadomo. Znalazłam nawet wyjaśnienie, które zamiast mówić, czym performans jest, mówi, czym nie jest, bo tak chyba łatwiej. Ale tu już nie tak trudno będzie jakieś konkretne wytyczne sobie jednak wyznaczyć. Pamiętam, że należy on do sztuki żywej, wyodrębnił się z happeningu i że ważny jest kontakt artysty z odbiorcą. W Internecie piszą, że: “Performance określa się najczęściej jako sytuację artystyczną, w której zarówno przedmiotem, jak i podmiotem okazuje się być ciało performera. Osoba realizująca performance, znajduje się w ściśle określonym kontekście czasu i przestrzeni – otwartej bądź zamkniętej. Tematem podobnego przedsięwzięcia może być każdy aspekt, pojęcie, przedmiot wybrany przez artystę, przedstawiony w dowolny sposób.” - czyli wszystko. Możesz zrobić cokolwiek i wmówić otoczeniu, że jesteś artystą. Przyznam, że odnoszę wrażenie, iż tak to właśnie działa.


Wydaje mi się też, że problemem nie jest samo to, by zjawisko performansu uznać za sztukę, ale źródłem problemu są rzeczy, jakie ludzie pod ten performans podciągają. Widziałam performans polegający na gotowaniu żywcem homarów. Widzowie zapłacili, przyszli i patrzyli na to, słuchając charakterystycznego pisku. To kontrowersyjne, sadystyczne. Ludziom sztuka nie kojarzy się z tym, co złe, brutalne, stąd oburzenie. Kwestionują takie rzeczy, bo widzą okrucieństwo, nienormalność, słyszą sztuka - i coś im zwyczajnie nie pasuje. Pojawia się zgrzyt i podświadomie wiedzą, że coś jest nie tak. Może sztuka istnieje niezależnie od nas, jako coś, co po prostu jest, postrzeganie jej wpisane zostało w nasz kod genetyczny, a my możemy ją tylko nazwać i odkryć - prawidłowo lub nie. I pojmowanie jej przebiegało zgodnie z jej istotą, do czasu powstania sztuki współczesnej i rozpoczęcia eksperymentowania i udziwniania. Brzmi esencjalistycznie, ale zastanawiam się nad tym.


Sądzę, że problem z definicją pojawił się, kiedy zaczęto pod sztukę podpinać wszystko. Dorysować kobiecie na pocztówce wąsy może każdy, tak samo jak każdy potrafi namalować czarny kwadrat na kartce czy płótnie. Znów nawiązuję do kryterium talentu, które tutaj nie występuje i nie jest nawet potrzebne.


Wracając jednak do performansu - performerzy mówią, że to, co robią, jest sztuką, bo nikt tego wcześniej nie zrobił. Wielu rzeczy nikt jeszcze nie zrobił, bo nie było sensu ani potrzeby. Prześciganie się w wymyślaniu coraz to nowych akcji, żeby tylko bardziej zszokować? I to ma być powiązane z działaniem artystycznym?


Albo mówią, że performans jest sztuką, bo wywołuje emocje. Skoro sztuka to coś, co wywołuje emocje, to jeśli kogoś uderzę albo na niego nakrzyczę, też wywołując emocje, czy to również będzie sztuka? Przyjmując jedną z wcześniejszych definicji za wyznacznik - nie, bo liczy się intencja. To znaczy, że jeśli kopnę kogoś tak po prostu, to będzie to po prostu kopnięcie, a jeśli kopnę kogoś z zamiarem stworzenia dzieła, to to będzie performans. Brzmi co najmniej śmiesznie.


Nowe przemyślenia wywołała we mnie przeprowadzona niedawno rozmowa na temat społeczności lgbt+. Rozmówczyni twierdziła twardo, że coś takiego, jak aseksualizm, nie istnieje, bo ona tego nie rozumie. I ja, mówiąc po raz setny do samej siebie, że performans, to nie sztuka, bo ja tego nie rozumiem, zobaczyłam w sobie cień tej rozmówczyni. To nie do końca taka sama sytuacja, ale pewna analogia jest widoczna i na tym przykładzie dostrzegam własne niespójności. Jeśli jej zdanie na temat aseksualizmu jest zaściankowe i krzywdzące z mojego punktu widzenia, to może moje na temat performansu też, z innego. Myślę, że bardzo dobrym krokiem byłoby przyjęcie postawy: szanuję, ale nie rozumiem, nie rozumiem, ale szanuję.


Słyszałam też nie raz, że dana osoba sama w sobie jest sztuką, bo taka jest idealna. Stąd po raz kolejny wynika, że ludzie mają tendencję do nazywania sztuką tego, co piękne, ale tu znów, chwila - piękne dla każdego jest co innego. A co z niepięknymi rzeczami, które miano sztuki także dostały? Bo sztuka nie musi być piękna, prawda?



Wniosek: dla każdego sztuka znaczy co innego. Pozwólmy ludziom nazywać sztuką, co chcą. Performans to chyba też sztuka, ale taka, której po prostu za nic nie rozumiem.


옏wabnik

Comments


© 2023 by The Artifact. Proudly created with Wix.com

bottom of page