top of page

Książki z motywami apo- i postapokaliptycznymi

  • Zdjęcie autora: Nieogar I Inni
    Nieogar I Inni
  • 16 lip 2019
  • 8 minut(y) czytania

Kolejne całkowicie subiektywne zestawienie książek, czyli coś, co nigdy się nie nudzi. Poniższy spis nie zawiera zapewne „najważniejszych” pozycji z tytułowym motywem; nie znajdziecie tu Kinga, Dicka, McCarthy’ego czy Mastertona. Pole gatunkowe wymienianych przeze mnie książek można zaliczyć do młodzieżowych, Young Adult, science fiction, niekiedy fantasy. Ale do rzeczy!

📷

Ach, stara, dobra Apokalipsa. Tyleśmy się o niej nasłyszeli. Tyleśmy się o niej naczytali. Jej najstarsze zapiski można odnaleźć w Apokalipsie Św. Jana – proroczej księdze Nowego Testamentu, opisującej zagładę znanego nam świata, powstanie „Nowego Świata” oraz Sąd Ostateczny. Czterech Jeźdźców, siedem pieczęci, trąby jerychońskie, plagi, „Bestia, której imię jest 666”. Wszystkie te wątki kojarzymy z Wielkim Końcem (a może Nowym Początkiem?), jednak literatura przedstawia nam obraz Apokalipsy ze znacznie szerszej, niekiedy nawet przerysowanej perspektywy.

📷


 

Piąta fala – Rick Yancey


Pierwsza fala przyniosła ciemność.
Druga odcięła drogę ucieczki.
Trzecia zabiła nadzieję.
Po czwartej wiedz jedno: nie ufaj nikomu.
Wystarczyły cztery fale kosmicznej inwazji, by z siedmiu miliardów ludzi ocalała zaledwie garstka.
Przemierzająca zgliszcza Ameryki Cassie próbuje uciec od istot, które tylko wyglądają jak ludzie. Zabijają wszystkich, z dnia na dzień zmniejszając garstkę ocalałych. Cassie wie, że pozostać żywą oznacza pozostać samotną. To się zmienia, gdy poznaje Evana Walkera. On może być jej ostatnią nadzieją na przetrwanie… albo zagrożeniem. Czy Cassie powinna mu zaufać? Czy zdąży odnaleźć sprzymierzeńców, zanim piąta fala położy kres ludzkości?

Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły mogę chyba stwierdzić, iż Rick Yancey poszedł w tej trylogii bardziej w klimaty sci-fi. Koniec świata już nastąpił. Narrator stopniowo, z biegiem akcji, ujawnia jak to się stało, że z siedmiomiliardowej populacji Ziemi ostała się garstka ludzi. Nasza planeta została zinfiltrowana, a następnie sukcesywnie okupowana przez niewidocznego na pierwszy rzut oka wroga. Pięć fal można chyba metaforycznie przyrównać do biblijnych plag. Choć w Piśmie Świętym nie ma nawet słowa o odcięciu prądu i upadku technologii, to jest wzmianka o „ciemności w królestwie bestii”, można więc spokojnie uznać, że i pozostałe fale mogą być analogicznie porównywane do katastrof biblijnych.


Wersja filmowa może i nie była idealnym odwzorowaniem swej pierwotnej wersji, jednak jest to z pewnością pozycja odpowiednia na wieczór z cyklu „postapo z wątkiem romantycznym w tle”.

 

Prochy – Ilsa J. Bick


Alex ma dość: lekarzy, szpitali, kolejnych bezskutecznych terapii. Chciałaby uciec, skończyć z tym wszystkim – w miejscu, które kiedyś tak kochała. W lasach Michigan, gdzie ojciec zabierał ją na długie wędrówki. Ale teraz nie ma przy niej ojca, i już nigdy nie będzie. A Alex jest tu nie po to, by podziwiać piękno świata. Świata, który nagle zmienia się w jednej sekundzie. Oślepiający rozbłysk przeszywa niebo, na ziemię spada deszcz martwych ptaków, cała elektronika przestaje działać, spotkany przed chwilą mężczyzna leży martwy w kałuży krwi, a Alex odzyskuje węch i smak – zmysły, które odebrał a jej choroba…
Lecz to dopiero początek. Nic nie jest już takie jak dawniej. I nikt – z tych nielicznych, którzy przeżyli – nie jest już taki jak dawniej. Żeby przetrwać w nowym pogrążonym w chaosie świecie Alex, Tom – młody żołnierz z Afganistanu, i Ellie – zbuntowana ośmiolatka wyruszają w niebezpieczną wędrówkę w poszukiwaniu ludzi i ostatnich enklaw cywilizacji…

Przyznam szczerze, że czytałam tę książkę lata temu i nie pamiętam dokładnie całej fabuły oraz sposobu jej przedstawienia. Pamiętam za to doskonale, że zawarte w Prochach zostały dobitne sceny kanibalizmu, brutalnych napadów, aktów okrucieństwa wobec ludzi i zwierząt. Książka docelowo miała być dla młodzieży, choć niektórzy polemizują, czy aby słuszne jest polecenie tej pozycji osobie poniżej szesnastego roku życia. Cóż, osobiście pochłonęłam ją w gimnazjum i nie czułam się w jakiś sposób straumatyzowana… Ale co kto lubi.


 

Jestem legendą – Richard Matheson


Robert Neville to genialny naukowiec, jednak nawet jemu nie udało się opanować straszliwego wirusa, którego nie można powstrzymać ani wyleczyć i który... został stworzony ludzką ręką.
Neville, z niewiadomego powodu odporny na działanie wirusa, jest ostatnim żyjącym człowiekiem w mieście – kiedyś zwanym Nowym Jorkiem... – a być może nawet na świecie. Jednak nie jest sam.
Otaczają go „Zarażeni” – ludzie, którzy na skutek epidemii zmienili się w mięsożernych mutantów zdolnych do funkcjonowania jedynie w ciemnościach, pożerających i zarażających wszystko i wszystkich na swojej drodze.
Ostatnie trzy lata Neville buszował po okolicy w poszukiwaniu pożywienia i zapasów, systematycznie wysyłał w eter wiadomości, wierząc, że dotrą one do innych ocalałych. Jednak Zarażeni cały czas czają się w mroku, obserwują każdy jego ruch i czekają, aż zrobi jeden śmiertelny błąd.
Będąc jedyną nadzieją ludzkości, Neville ma już tylko jeden cel: znaleźć sposób na odwrócenie działania wirusa. Chce do tego wykorzystać własną, odporną na chorobę krew, na którą jednak wciąż polują Zarażeni.
Neville wie, że potwory mają nad nim przewagę, a jego czas nieubłaganie dobiega końca.

Przyznać się natychmiast, kto nie oglądał filmu z Willem Smithem? Na samym początku napisałam, że lista nie będzie uwzględniać Wielkich Mistrzów Apokalipsy, no ale jak mogłabym pominąć akurat tę pozycję? Jest to chyba jedna z najpopularniejszych książek Mathesona, w dodatku z nienajgorszym efektem przeniesiona na duży ekran. Jestem legendą przedstawia wizję świata po katastrofie natury biologicznej. Nie da się ukryć, że jest ona bardzo… samotna. Daje do myślenia, czy aby przypadkiem każdy z nas nie ma przeznaczonej dla siebie osobistej apokalipsy. Może wszyscy jesteśmy skazani na taki koniec, w którym nie będzie nikogo i niczego dającego nadzieję. Chociaż akurat w tym wypadku zakończenie książki niesie za sobą przesłanie dosyć optymistyczne. Tylko że nie dla głównego bohatera.


 

Angelfall. Opowieść Penryn o końcu świata – Susan Ee


"Aniele, stróżu mój... szeptaliśmy przez setki lat. Myliliśmy się. Teraz to właśnie ONE okazały się naszym największym koszmarem."
Ziemię ogarnęły ciemności. Państwa upadły, szpitale, szkoły i urzędy stoją puste, nie działają komórki. Za dnia na ulicach rządzą brutalne gangi, ale kiedy zapada mrok wszyscy wracają do kryjówek, kryjąc się przed grozą Najeźdźców. Anioły. Niektóre piękne, inne jakby wyjęte z najgorszych koszmarów, a wszystkie nadludzko potężne. Przez wieki uważaliśmy je za swoich stróżów, teraz okazały się agresorami siejącymi śmierć. Dlaczego zstąpiły na ziemię? Z czyjego rozkazu? Jaki mają plan? Czy ludzie zdołają im się przeciwstawić?
Siedemnastoletnia Penryn wyrusza w desperacki pościg, żeby uratować życie młodszej siostry. Żeby zwiększyć swoje szanse musi zjednoczyć siły ze swoim wrogiem. Oboje przemierzają Kalifornię, niegdyś piękną i słoneczną, dziś kompletnie zniszczoną i wyludnioną, a wszechobecna śmierć niejednokrotnie zagląda im w oczy. Na końcu podróży, w San Francisco, każde z nich stanie przed dramatycznym wyborem.
Czy postąpią właściwie?

Anioły. Kolejny biblijny motyw, bez którego to zestawienie nie mogłoby się obejść. Trylogia Angelfall nie opowiada o miłych aniołkach, uroczych puttach. Te istoty nie czuwają nad nami, nie odpychają nas z drogi pędzącego tira, nie wysłuchują modlitw. To one są zagrożeniem dla bezsilnej ludzkości. Trzeba przyznać, że autorka podjęła się ukazania tematu apokalipsy z innej, ciekawej strony. Znaczy, żebyśmy się zrozumieli. Książki młodzieżowe to wylęgarnia miłosnych opowiastek o upadłych aniołach i nieustraszonych nastolatkach, ale w tym wypadku jestem skłonna zaryzykować stwierdzenie, iż Angelfall to coś głębszego. Z dobrze zarysowanymi postaciami, trzymającą w napięciu fabułą. I owszem, z wątkiem romantycznym. A świat po apokalipsie przedstawia się następująco: brak elektryczności, brak żywności, chaos, mordobicie, ogólna nędza, okraszone sporo dozą humoru. Bo równowaga to podstawa.


 

Ocaleni. Życie, które znaliśmy – Susan Beth Pfeffer


Po zderzeniu asteroidu z księżycem już nic nie będzie takie samo.
Gigantyczne fale tsunami.
Trzęsienia ziemi.
Wybuchy wulkanów.
A to dopiero początek.
Miranda ma 16 lat. Mieszka w Pensylwanii. Żyje zwyczajnym życiem. Opisuje je w dzienniku. Dzień po dniu. Wzloty i upadki. Szkoła, rodzina, przyjaźń, miłość.
Koniec. Trudno uwierzyć w koniec świata.
Gdy meteoryt uderza w powierzchnię Księżyca, Ziemia boleśnie odczuwa skutki niewielkiej w skali kosmicznej katastrofy. Pogoda staje się nieprzewidywalna. Trzęsienia ziemi niszczą miasta, fale tsunami zalewają wybrzeża.... Nie ma elektryczności, komputerów, komunikacji, jedzenia. Wreszcie, zasnute wulkanicznym dymem niebo, okrywa świat całunem ciemności.
Niedługo nadejdzie zima – bezlitosna, mroźna, arktyczna zima. Miranda wraz z matką i dwoma braćmi będzie musiała przetrwać ją bez tego, co wszyscy uznawali dotąd za oczywiste. I, nawet wobec braku perspektyw, zachować nadzieję.

Kolejna książka, którą przeczytałam lata temu i pamiętam raczej mgliście. Ale to nic, bo fabuła w tym wypadku nie jest tak istotna. Nie chodzi mi o to, że forma góruje w tym przypadku nad treścią, a raczej o to, że właściwie za dużo się w niej nie dzieje. Najciekawsza, najbardziej trzymająca w napięciu akcja już minęła. Meteor uderzył w księżyc, powodując szereg naturalnych katastrof, które doprowadziły do końca znanego bohaterom świata. Od tego momentu najważniejsza stała się walka o przetrwanie w obliczu (znowu) braku prądu, kończącej się żywności, rabunków, braku lekarstw. Ludzie odcięci od udogodnień cywilizacyjnych muszą się dostosować do nowych realiów, w których przeżyją najsilniejsi i najsprytniejsi albo poddać i zwinąć w kłębek. W tej wersji Apokalipsy, zbędne okazały się biblijne plagi, ataki kosmitów, aniołów czy czego tam jeszcze. Ludzie stali się zagładą dla siebie samych.


 

Ciepłe ciała – Isaac Marion


R nie ma imienia, wspomnień, pulsu. Wraz z innymi zombie zamieszkuje opuszczone lotnisko. Żadne z nich nie pamięta, jaka katastrofa zamieniła świat w przerażające i puste miejsce, a ich – w chodzących Martwych. Żeby podtrzymać swoją egzystencję, muszą polować na Żywych, ukrywających się w opuszczonym mieście.
Pożeranie Żywych to smakowanie ich wspomnień, odtwarzanie tego, kim byli.
Podczas jednej z krwawych wypraw R znajduje Julie i – zupełnie niespodziewanie dla samego siebie – ocala ją przed śmiercią, zabierając ze sobą. Tak właśnie rozpoczyna się pełna napięcia znajomość, która diametralnie zmieni nie tylko ich samych. Jednak zimny i martwy świat nie podda się bez walki.

W zestawieniu książek o końcu świata nie mogło, rzecz jasna, zabraknąć pozycji o zombie. Nie jest to jednak przykład typowego horroru klasy B z umarlakami wstającymi z grobu w poszukiwaniu świeżych mózgów. Jasne, mamy tu reprezentację pustogłowych istot, pożywiających się ciepłymi ciałami, ale nie one są tu na pierwszym planie. Głównym bohaterem jest dość sympatyczny zombie R, który czuje wewnętrzną potrzebę (niezwiązaną ze zjedzeniem mózgu na podwieczorek), aby chronić pewną dziewczynę. Wraz z rozwojem akcji i uczuć bohaterów, R odzyskuje jakąś utraconą część siebie i okazuje się, że lekiem na wirus wywołujący zombizm są uczucia. Rozumiecie, w tej wersji, kiedy potraktujesz zombiaka jak człowieka, uśmiechniesz się, pograsz w koszykówkę, on na powrót stanie się człowiekiem. Mamy tu więc do czynienia z motywem katastrofizmu odwróconego (nie jestem pewna, czy istnieje taki termin, ale idealnie mi tu podpasował). Pamiętajcie więc, dzieciaczki: jeśli spotkacie na swej drodze głodnego zombie, uśmiechnijcie się do niego, a istnieje szansa, że nastąpi jego transformacja i zamiast zostać jego posiłkiem staniecie się jego kompanami w wycieczce do pobliskiego kebaba.

📷


 

Zaraza – Laura Thalassa


Przybyli na Ziemię – Zaraza, Wojna, Głód i Śmierć – czterej jeźdźcy pędzący na cztery strony świata na dzikich wierzchowcach. Zdolni zniszczyć całą ludzkość. Przybyli na Ziemię, by zakończyć nasz żywot.
Kiedy Zaraza pojawia się w mieście Sary Burns, pewne jest tylko jedno – wszystkich jej bliskich i znajomych czeka śmierć. No, chyba że ktoś powstrzyma przystojnego jeźdźca. Szkoda tylko, że tym kimś okazała się Sara i nikt nie uprzedził jej, że Zarazy nie można zabić… W tej chwili ciągle żywy i bardzo wkurzony jeździec więzi ją, pragnąc jej cierpienia. Jednak im dłużej przebywa w jej towarzystwie, tym dziwniejsze są jego uczucia do niej... a jej do niego.
Sara wciąż może uratować świat, ale żeby to zrobić, będzie musiała wiele poświęcić…

I wracamy do Biblii. Czterej Jeźdźcy Apokalipsy według księgi proroczej mają wyruszyć na swych rumakach tuż przed Sądem Ostatecznym. W przypadku powieści Laury Thalassy wyglądało to nieco inaczej. Owszem, w pewnym momencie pojawili się wszyscy razem, szokując ludzkość. Potem jednak zniknęli, a powrócił sam Zaraza Zwycięzca. Latami przemierzał Ziemię, a wszędzie, gdzie stanął, tam umierali ludzie. Książka ta została wydana w Polsce niedawno i ze względu na nieodpartą chęć na drugą część (której gwoździem programu będzie potężny Wojna) mam nadzieję, że zyska popularność i rozgłos, na jakie zasługuje. Motyw Jeźdźców to wciąż mało eksploatowany aspekt Apokalipsy, a szkoda, bo to, moim zdaniem, żyła złota dla literackiego (i nie tylko) rynku.


PS Ta okładka to cudo, a kto się ze mną nie zgadza, na tego poślę Zarazę.


Aaron Sims Creative

 

W ten sposób dotarliśmy do końca zestawienia. Punkty bonusowe dla tych, którzy zauważyli, że książek było siedem, tak jak siedem pieczęci, trąb jerychońskich, plag i tak dalej. Wszystko jest więc tematycznie powiązane, a mi pozostaje w tym momencie tylko powiedzieć: adiós i do następnego razu.

📷

Prokrastynacja

Comments


© 2023 by The Artifact. Proudly created with Wix.com

bottom of page