top of page

Fenomen telewizji koreańskiej. Szersze spojrzenie na schematyczność i kreację tzw. k-dram

  • Zdjęcie autora: Nieogar I Inni
    Nieogar I Inni
  • 2 sie 2019
  • 6 minut(y) czytania

Wszyscy jesteśmy mniej lub bardziej zaznajomieni z kulturą amerykańską, zwłaszcza jeśli chodzi o produkcje kinowe czy serialowe. Mamy pewien ogląd tego, jak scenarzyści kreują bohaterów i ich perypetie. Można by więc rzec, iż każdy z nas ma w sobie coś ze specjalisty; jedni potrafią z dokładnością do słowa zacytować złote mądrości Homera Simpsona, inni już po pierwszym odcinku Stranger things wiedzieli jak zakończy się sezon, a pozostali ze znawstwem profesjonalnych krytyków i polotem kabareciarzy komentowali kolejne odcinki Gry o tron. Krótko mówiąc, zewsząd otacza nas popkultura Zachodu. Jednak od lat 90. ubiegłego wieku zaobserwować można pojawienie się wpływów ze Wschodu, a dokładniej z Korei Południowej.



Koreańska fala, czyli tzw. hangul lub hallyu zaczęła się od popularyzacji seriali koreańskich i muzyki k-pop w całej Azji, a wraz z rozwojem Internetu, zaczęła się rozprzestrzeniać na cały świat. Cofnijmy się jednak w jeszcze bardziej zamierzchłą przeszłość. W roku 1953 (po zakończeniu wojny koreańskiej) ówczesny prezydent Park Chung-hee wprowadził ograniczenie zwane screen quota, które miało na celu ożywić koreańską branżę filmową, tym samym blokując zagraniczne hity. Przepis ten był przestrzegany przez ponad trzydzieści lat. W 1997 roku Azję dopadł kryzys finansowy. W tym czasie wiele firm przebranżowiło się w sektor rozrywkowy, w roku 1997 został wyemitowany w Chinach koreański serial pt. Sarang-i mwogillae (Czym jest miłość), który okazał się absolutnym strzałem w dziesiątkę. Korea stała się nierozerwalną częścią światowego rynku rozrywkowego. Równolegle, w latach 90. coraz większą popularność zdobywała muzyka k-pop, głównie za sprawą nowatorskich, streetdance’owych układów tanecznych, specyficznej koreańskiej mody oraz, nie ukrywajmy, wokalistów i wokalistek o nieskazitelnej urodzie.


Przejdźmy jednak do konkretów. Koreańskie dramy – co to tak właściwie jest? To, że jest to serial w języku koreańskim, produkowany z Korei Południowej chyba nie trzeba nadmieniać. W oryginale hanguk deurama dzielą się na wiele podgatunków. Istnieje tyle kategorii, ile w chociażby amerykańskich serialach. Są więc dramy pełne dramatu, komedii, akcji, horroru. Możemy obejrzeć adaptacje komiksu i powieści, ekranizacje mangi, manhwy a także anime. Wiele stron streamingowych dzieli je na kategorie takie jak: detektywistyczne, medyczne, suspense (sensacyjne, trzymające w napięciu), fantasy, szkolne, polityczne, przyrodnicze, prawnicze, okruchy życia (melancholijne, o codziennym życiu), taneczne, wampiryczne i wiele, wiele więcej.



Najpopularniejszym gatunkiem jest komedia romantyczna. Do tego istnieją również drama special, czyli jedno-, czasem kilkuodcinkowe serie oraz web drama – emitowane nie w telewizji, a wyłącznie w Internecie. Oprócz tych, których akcja toczy się współcześnie, wyróżniamy również dramy historyczne, tzw. sageuk. Dosłownie słowo to oznacza „dramat historyczny”, jednakże w rzeczywistości pojęcie nie ma tak wąskiego znaczenia, bowiem owe dramy mogą dziać się na przestrzeni wieków, od początku istnienia królestwa Joeson (1392 r.) aż do czasów jego upadku (1897 r.). Serie sageuk mogą łączyć się z innymi gatunkami takimi jak: fantasy, romans, komedia, dramat; wydarzenia historyczne mogą być albo głównym wątkiem takiej dramy, albo jedynie tłem dla perypetii bohaterów.


Dramy dzielą się również ze względu na swój format i długość trwania. Seriale weekendowe oraz codzienne telenowele mają zazwyczaj powyżej pięćdziesięciu kilkudziesięciominutowych odcinków, a mogą osiągnąć nawet zawrotną liczbę dwustu odcinków. Co ciekawe, nawet te dwieście odcinków uznaje się za jeden sezon. Akcja w dramach nie zawsze szybko się „rozkręca”, jednak tworzy zamkniętą formę; koreańscy scenarzyści (w przeciwieństwie do amerykańskich) nie zostawiają zakończenia sezonu z wielkim cliffhangerem, dlatego fani danej dramy mogą oglądać ją ze spokojem pod tym względem, iż nie muszą się martwić, czy dostaną satysfakcjonujące zakończenie, zamykające wszystkie najważniejsze wątki. Obecnie klasyczny format serialu koreańskiego to tzw. short dramas, mające maksymalnie po dwadzieścia cztery odcinki trwające od czterdziestu do osiemdziesięciu minut (toż to prawie film pełnometrażowy!). Mini-dramy składają się z odcinków mających po dziesięć-dwadzieścia minut i są to zwykle lekkie komedyjki z wątkiem romantycznym na pierwszym planie.


Nie da się ukryć, że przy pierwszym zderzeniu z koreańskimi albo w ogóle azjatyckimi produkcjami, czujemy szok kulturowy. Egzotyka języka, uroda zupełnie różna od europejskiej czy amerykańskiej, a do tego inne obyczaje, potrawy, wzorce zachowań – wszystko to sprawia, że czujemy „powiew świeżości”. Człowiek przyzwyczajony do zachodniokulturowych schematów, wsiąknie w koreański świat ekspresyjnej mimiki i gestykulacji, nieprzewidywalnych zwrotów akcji, nietuzinkowych bohaterów. Jednak po obejrzeniu kilku, kilkudziesięciu dram można dojść do wniosku, że dana scena czy model zachowań bohatera wygląda znajomo i został wykorzystany już w innych dramach. Widza dopada dręczące uczucie i zastanawia się: Czy ja już gdzieś tego nie widziałem/am? W myśl postmodernistycznej dewizy – wszystko już było. Wzorce się powtarzają, zacierają, schematy się powielają, a widz wciąż to ogląda. Dlaczego tak się dzieje? Weźmy pod lupę kilka z takich schematów.


What’s Wrong With Secretary Kim?

Po pierwsze, według powszechnie zauważalnych standardów i wskaźników oglądalności, dobra drama musi zawierać rozbudowany wątek romantyczny. Główna bohaterka to często biedna dziewczyna, w której zakochuje się przystojny chaebol (chłopak z bogatej, wpływowej rodziny). Tak się dzieje w serialach młodzieżowych, ale trend znajduje zastosowanie również w dramach, przedstawiających historie dorosłych np. w problematycznej, acz przebojowej sekretarce zakochuje się nieprzyzwoicie bogaty prezes firmy (Kimbiseoga Wae Geureolgga/What’s Wrong With Secretary Kim?).


Romansowi między bohaterami równie często towarzyszą miłosne trójkąty, czworokąty i inne haremy. Bo przecież widz musi się utwierdzić w przekonaniu, że główna bohaterka jest osobą obdarzoną wyjątkową urodą, inteligencją i wrażliwością (Minamisineyo/You’re beautiful). Co z kolei prowadzi do następnej kwestii jaką jest tzw. second lead syndrom, kiedy to widz shipuje główną bohaterkę nie z postacią preferowaną przez scenarzystów, lecz z tym nieszczęsnym drugim, wrażliwym, pomocnym, uroczym bohaterem. Main lead to bardzo często bad boy, który w głębi duszy chowa traumę z przeszłości. Rzecz jasna, zły chłopiec, pod wpływem miłości dobrej dziewczyny, zmienia się w delikatnego, porządnego partnera (My girl). W tych „lżejszych” serialach, w których przedstawiony zostaje przesłodzony do granic możliwości wątek romantyczny, scenarzyści wręcz uwielbiają jazdę na rowerze. Ale nie taką zwykłą jazdę „składakiem” z domu do pracy czy szkoły, ale malowniczą przejażdżkę z ukochanym, wśród polnych kwiatów, z rozwianym włosem i szerokim uśmiechem na twarzy (W-Two Worlds) Za podkład muzyczny takiej sceny zazwyczaj robi urocza, wesoła piosnka, która wywołuje u przeciętnego odbiorcy poczucie sielankowości i odrealnienia.



Innym ważnym aspektem dramy jest przeznaczenie. Tajemnicze nici losu splatają ze sobą żywoty bohaterów. Mogli się oni spotkać w dzieciństwie, następnie wyprowadzić na drugi koniec kraju, a po latach ich ścieżki i tak się skrzyżowały. Taki motyw występuje szczególnie często w dramatach romantycznych, kiedy to główni bohaterowie odkrywają, że wiele lat temu się przyjaźnili. Przeznaczenie splata losy postaci nawet wbrew ich woli (Hwayugi/ A Korean Odyssey).


Znaczące w dramach jest to, że czarnymi charakterami zwykle okazują się być starsi ludzie. Biedna młodzież musi stawiać czoła groźnym zbirom w średnim wieku, których jedynym źródłem dochodu jest szantażowanie nastolatków czy zawistnym ciotkom, traktującym główną bohaterkę jak biednego Kopciuszka, który nie chce oddać swej opiekunce pokaźnego spadku po zmarłych rodzicach (Goblin).


Cechą szczególną dram jest też emocjonalna reakcja; bohaterowie za pomocą ekspresyjnej mimiki i gestykulacji potrafią przekazać więcej niż milion wypowiedzianych słów. Przywodzą mi na myśl postaci w anime, które dzięki swobodnej grafice potrafią robić takie miny, jakich ludzie w świecie realnym nie próbowaliby nawet powtórzyć. Ale Koreańczycy sukcesywnie dają radę! Niektóre dramy nawet zawierają komputerowe efekty wizualne i dźwiękowe, mające nam jeszcze bardziej unaocznić wyjątkowe talenty aktorskie (Noble, My Love).

Nie jest tajemnicą, że Azjaci, ze względu na swoją dietę, a także dosyć drobną budowę ciała, mają (zazwyczaj) słabą głowę. W dramach tyczy się to szczególnie kobiet, które po najmniejszej ilości soju zaczynają zachowywać się irracjonalnie i tracą zdolność chodzenia. Nawet jeśli główni bohaterowie się nie znoszą, a wręcz pałają do siebie nienawiścią, to gdy male lead zobaczy słaniającą się nieprzyjaciółkę, nie będzie potrafił się oprzeć prastaremu instynktowi rycerza i rzuci się na ratunek damie w opałach (My ID Is Gangnam Beauty, School 2017, Balchikhage Gogo/Sassy, Go, Go). Kończy się to zazwyczaj tak, że bohater niesie bohaterkę na barana przez pół miasta (biedni, naiwni, jeszcze nie wiedzą, że w tej chwili się w sobie zakochują).


W k-dramach nie może zabraknąć solidnej dozy flashbacków, które często irytują, gdyż niekiedy odwołują się do scen sprzed kilku minut. Niekiedy bywa to pomocne, ale zazwyczaj jest po prostu uciążliwe i irytujące. Scenarzyści traktują widzów infantylnie, jakby nie potrafili zgadnąć o czym myśli pogrążony w zadumie bohater/ka.

Wymieniać takich schematów można by jeszcze przez kilka dobrych stron, ale czuję, że zniechęciłoby to potencjalnych przyszłych fanów koreańskich seriali do wypróbowania ich na własne oczy. A przecież nie było moim celem rzucanie złego światła na produkcje azjatyckie. Moje zamiary były zgoła przeciwne; w końcu osoba, która wyżej narzekała na schematyczność, jest w gruncie rzeczy zagorzałą fanką i chciałaby, aby więcej osób dało szansę k-dramom. Podsumowując, telewizja koreańska, pomimo powtarzalności w swej formie, wciąż potrafi widza zaskoczyć. Jest zupełnie różna od wzorców amerykańskich czy europejskich, dlatego nigdy się nie nudzi. Koreańska fala coraz bardziej nas zalewa, powinniśmy więc dać się porwać nurtowi i cieszyć tym, gdzie nas poniesie.


Prokrastynacja

Comments


© 2023 by The Artifact. Proudly created with Wix.com

bottom of page