top of page

Dziadek wie najlepiej

  • Zdjęcie autora: Nieogar I Inni
    Nieogar I Inni
  • 31 maj 2019
  • 2 minut(y) czytania

Parówki szykujące spisek

Nie dawaj psu parówek, mamo. Nie dawaj psu kości kurczaka, mamo. Mamo, nie dawaj mu tego, tamtego, najlepiej niczego mu nie dawaj. Spędziłam cztery lata, ucząc się fizjologii, biologii, łaciny i chemii, żeby po tym wszystkim tłumaczyć ludziom, że pieski nie mogą jeść kotlecików; ale właściwie nie narzekałabym, gdyby to przynajmniej przynosiło jakiś skutek. Ten skutek niósłby za sobą poczucie, że te nieprzespane cztery lata były potrzebne. Ale nie.


Mogłabym przeprowadzić rozprawę naukową na temat dziennego zapotrzebowania soli u psa (które to, swoją drogą, wynosi zaledwie ¼ grama soli na 10 kilogramów psa), zacząć krzyczeć, przyprowadzić doktora weterynarii – i nic, tak sądzę, by to nie dało. Mnie się w domu po prostu nie traktuje poważnie.


Nawet się już przyzwyczaiłam, że wszystko muszę powtarzać co jakiś czas, bo nawet jeśli pojawi się u kogoś jakaś szansa na uznanie tego, co mówię, za „no, być może” prawdziwe, to jakimś sposobem gdzieś znika między jednym, a następnym powtórzeniem. A zdziwienie u niedowierzających (po sześciu latach) nadal takie samo. Może gdybym faktycznie wyglądała na dwudziestodwuletnią studentkę, to ktoś by mnie brał pod uwagę, ale wyglądam na lat piętnaście, „jeszcze niedawno chodziłam na czworakach”, więc przecież nie mogę nic wiedzieć. A wiedzieć lepiej, to już całkowicie nie.


Najlepiej wie dziadek. Mama rozumie, ją się udało po dyskusjach, wykładach i wyjaśnieniach przekonać, że pies je inaczej. Babcia niby rozumie, ale przecież jak coś zostanie z obiadu, to co z tym zrobić. Siostry mi wierzą bez zarzutu, bo młodsze. Ale dziadek wie najlepiej. Nawet pokłócić się nie można, słucha zawsze, nawet przytaknie. Już masz nadzieję, że sukces – i wtedy wraca dziadek ze spaceru z psem, i woła na wejściu: „Słuchaj no, ona chyba była głodna, kupiłem jej trzy kiełbaski, to zjadła raz dwa”. Stoisz i patrzysz na psa, szczęśliwy, no przecież, i nie wiesz w sumie, czy krzyczeć, czy ci się już nie chce. Zbierasz się w sobie i tłumaczysz, po raz kolejny, to samo. Kiełbasa to właściwie nie takie zło najgorsze, napije się trochę, to jej się sól wyrówna. Przynajmniej mięso.


Niedługo później – ta sama historia, wraca dziadek ze spaceru z psem, nic nie mówi, więc niczego się nie spodziewasz, i wtedy wyciąga dziadek zza kurtki najbardziej słone chrupki, jakie możesz sobie wyobrazić. Chrupki! Na dole trochę ich jeszcze jest, ale niewiele. „Słuchaj, ona chyba była głodna…” i bledniesz, i już cię trafia szlag. „Czy ona to zjadła?” – pytasz. „No a jak. A jak jej smakowało!”. I tak oto pies zeżarł całą paczkę jakiegoś świństwa, dziadek nie rozumie o co chodzi, bo przecież nie mówiłaś nic o chrupkach, tylko o kiełbasie, a ty się zastanawiasz, czy skutki najpierw przyjdą przodem, czy tyłem, i do której dzisiaj weterynarz. Koniec końców wszyscy się znają, dopóki nie trzeba się psem zająć naprawdę, bo „ty kończyłaś tę weterynarię, to ty z nią idź”, ale i tak potem się dowiesz, że to nie od tego, bo dziadek wie lepiej.


옏wabnik

Comments


© 2023 by The Artifact. Proudly created with Wix.com

bottom of page