top of page

Tołstoj porwał Dostojewskiemu kiełbasę – o książkach Wiktora Pielewina ze wskazaniem na "T"

  • Zdjęcie autora: Nieogar I Inni
    Nieogar I Inni
  • 5 sie 2019
  • 2 minut(y) czytania

Proza Pielewina to osobliwe zjawisko, wzbudza wiele sprzecznych uczuć, nieraz drwi z czytelnika, a jednak trudno odmówić mu biegłości. Ma swoich prywatnych hejterów, którym nie szczędzi aluzji i przytyków. Pisze nonszalancko, czasem wręcz butnie, a jednak ma też swoich zagorzałych piewców. Nie jest pisarzem rewolucyjnym, ale na pewno wzbudzającym niemałe emocje. Właściwie blisko mu do… awangardy. Ale o tym zaraz.


Pielewin działa jak Themerson. Nie umiem się od tego porównania uwolnić, choć rosyjski pisarz najpewniej nigdy nie czytał autora Wyspy Hobsona. Tak jak on stworzył coś na podobieństwo uniwersum – choć dużo rozleglejszego i słabiej powiązanego na płaszczyźnie fabularnej, a mocniej na płaszczyźnie ideowej. Efekt jest dysonansowy, z jednej strony odnajdywanie powiązań między powieściami przynosi naprawdę wiele radości, z drugiej – niejeden czytelnik odniesie wrażenie, że Pielewin wciąż pisze o tym samym. Muszę przyznać, że jest dużo mniej subtelny od Themersona, ale to z kolei wynika z charakteru tych opowieści. Z resztą ostentacja świetnie się sprawdza w połączeniu z absurdem.



Wracając jeszcze do podobieństw formalnych – patchworkowość. Pielewin nie ma oporów. List? Pomysł na reklamę? Akty prawne? Fragment sitcomu wygenerowanego przez amerykańskie satelity szpiegowskie? Sury, które mają je rozbroić? Nawet fragmenty pracy naukowej i mantry – jeśli są mu potrzebne, po prostu z nich tworzy tekst. Jeśli ma ochotę użyć czegoś, co nie jest prozą, jest zapisane innym językiem czy obcym alfabetem, robi to. I robi to dobrze, nie przeładowuje tekstu, nie urozmaica go wyłącznie dla zabawy – wszystko jest na swoim miejscu.


Tu należy dodać, że Pielewin jest mistrzem formy. Albo właściwie mistrzem popisu. Z nonszalancją pogrywa sobie z literackimi schematami, a w przypadku T doprowadza łamanie czwartej ściany i meta narrację do granic możliwości. Kpi z systemów religijnych. Obrywa się Cerkwi, obrywa się władzy rosyjskiej i amerykańskiej. Obrywa się kapitalizmowi, pacyfizmowi i sprostaczeniu (choć temu najmniej).


Autor pogrywa sobie z czytelnikiem tak jak Ariel z hrabią T., bohaterem tej powieści o powieści o pisaniu powieści. Tak się dzieje przynajmniej początkowo, później Pielewin – mimo wrażenia chaotyczności i nonsensowości fabuły – dość jasno wykłada swoje przemyślenia, a wszystkie szaleństwa znajdują swoje uzasadnienie.


Mogłabym przeanalizować tę książkę punkt po punkcie, zdradzając ze szczegółami i interpretując co spotyka hrabiego T., jednak wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli jakiś zaintrygowany czytelnik sam umieści w kontekście przeprawę przez Styks na łyżwach, amazońskich zabójców i pisarzynę z żydowskim imieniem, kontaktującego się ze swoimi dziełami sposobem dziadka-kabalisty.


Ponieważ fabuła jest pretekstowa, a postaci to raczej nośniki niż prawdopodobne psychologicznie konstrukcje (taki rodzaj literatury, co zrobisz?), pozwalam sobie przy ocenie pominąć dwie pierwsze kategorie. Rozkład kukurydzek wygląda następująco:


Redakcja 7/7

Język 6/7

Własne odczucia 6/7

RAZEM 6,6/7


Bawilis

Comments


© 2023 by The Artifact. Proudly created with Wix.com

bottom of page