top of page

Kobieca Kolaboracja, czyli "Harda Horda"

  • Zdjęcie autora: Nieogar I Inni
    Nieogar I Inni
  • 27 maj 2019
  • 8 minut(y) czytania

Fantastyka w Polsce kuleje, wciąż jest uważana za literaturę niższego sortu ze względu na masowość (brzydkie określenie, fujka!). Jeszcze gorzej jest z rolą kobiet w fantastyce na Polskim rynku. A wtem powstaje Harda Horda.



Harda Horda – grupa towarzysko-literacka dwunastu polskich pisarek fantastyki (ze szczyptą kryminału, powieści obyczajowych czy literatury dziecięcej), która do świata wyszła w 2017 roku. Nie, nie nienawidzą mężczyzn.


W skład wchodzą: Ewa Białołęcka, Agnieszka Hałas, Anna Hrycyszyn, Aneta Jadowska, Aleksandra Janusz, Anna Kańtoch, Marta Kisiel, Magdalena Kubasiewicz, Anna Nieznaj, Martyna Raduchowska, Milena Wójtowicz, Aleksandra Zielińska.



Harda Horda – zbiór, który zawiera dwanaście opowiadań o przekraczaniu granic, w każdym możliwym znaczeniu. Autorki podeszły do tego w wyjątkowy sposób, co postaramy się pokazać.


 

Jest jedna taka rzecz, którą tej antologii wybaczyć nie mogę. A mówię tu o BRAKU spisu treści (przynajmniej w wersji papierowej). Nie ma go. Zniknął. A może w ogóle nigdy nie powstał? Będę opłakiwać jego nieistnienie, a w międzyczasie podzielę się prowizorką stworzoną przeze mnie.


1. Marta Kisiel - Jawor - 15

2. Aleksandra Janusz - Dróżniczka - 43

3. Ewa Białołęcka - Tylko nie w głowę - 67

4. Magdalena Kubasiewicz - Dokąd odeszły cienie - 109

5. Aleksandra Zielińska - Po drugie - 147

6. Anna Hrycyszyn - Z góry nie patrzą - 165

7. Aneta Jadowska - Zielona zemsta - 197

8. Anna Kańtoch - Szanowny Panie M. - 229

9. Martyna Raduchowska - Bezduch - 253

10. Milena Wójtowicz - Lot wieloryba - 299

11. Agnieszka Hałas - Jest nad zatoką dąb zielony - 333

12. Anna Nieznaj - Ognisty warkocz – 369

Nieogar

 

Pierwsza historia w antologii, autorstwa Marty Kisiel, zatytułowana jest Jawor, przedstawia ona dzień po dożynkach z perspektywy dzieci mieszkających na wsi. Grupie przewodzi nastoletni Karol, jako najstarszy prowadzi chmarę przez zagajnik do ruin spalonego kościoła. Chłopak stara się zwrócić na siebie uwagę miastowej dziewczyny, wnuczki sąsiadów – Wiki.


Wika przyprowadziła ze sobą młodszego braciszka, Michasia, który całą drogę śpiewa Jaworowych ludzi. W zagajniku dzieci spotykają nieznane im dotąd bliźnięta, które straszą małego Michasia, więc dla odwrócenia uwagi chłopca Karol proponuje zabawę właśnie w jaworowych ludzi.


Autorka wplata słowa piosenki w tekst, tworząc atmosferę antycypacji i grozy, wystarczy bowiem wiedza o folklorze, aby połączyć istotne informacje w niepokojący obraz. Ostatecznie w opowiadaniu pojawia się wielowarstwowe przekraczanie granic – dosłowne (przebieganie przez mostek), metafizyczne (przekraczanie granic człowieczeństwa) oraz metaforyczne (upodabnianie się do jaworowych ludzi). Historia ma otwarte zakończenie – próbę nawiązania kontaktu.



Zgrzytanie Zębów


 



Dróżniczka Aleksandry Janusz wywołuje skomplikowane uczucia. Czytelnik dostaje spokojne wprowadzenie wiejące monotonią, co szybko przeobraża się w poczucie melancholii i nostalgii.


Wyobrażam sobie, że tak wygląda życie, gdy po latach wytrwałej pracy nie zauważa się, kiedy zadowolenie zmienia się w uzależnienie. Gdy zatem do naszej bohaterki przychodzi wnuk i namawia ją na przeprowadzkę do miasta, kobieta wzbrania się, wymawiając się pracą. Wnuk niechętnie wyjawia łamiący serce powód nagłego pomysłu.


Historia wzruszająca ze słodko-gorzkim, a na pewno niejednoznacznym zakończeniem.


Zgrzytanie Zębów

 



W opowiadaniu Ewy Białołęckiej Tylko nie w głowę główna bohaterka przesypia koniec świata, a przynajmniej ewakuację przed epidemią zombich. Świat, w którym się budzi, jest jakby zawieszony w bezruchu, tylko ewentualny zombi na drzewie zakłóca krajobraz opustoszałego osiedla. Bohaterka, dalej zwana Leniwą Bułą (nie ma imienia, a powtórzenia są ble), ma depresję, przez krótką chwilę rozważa nawet samobójstwo, lecz szybko odsuwa od siebie ten pomysł, bo kot sam sobie puszki nie otworzy.


Niestety, koniec świata przyniósł ze sobą brak prądu i kończącą się w domu żywność. Zza okna swojego mieszkania kobieta obserwuje, jak Biedronka jest okradana, a kilku zombich zostaje zabitych bez powodu. W tym momencie bohaterka postanawia jak najdłużej unikać kontaktu z ludźmi.


Aby wynagrodzić czytelnikowi poważne zagwozdki moralne i wyczerpanie psychiczne głównej postaci, Białołęcka wprowadza elementy komiczne, takie jak niespodziewana miesiączka, obezwładnianie zombich przez związywanie im sznurówek oraz kradzież grilla. Ostatecznie Leniwa Buła wpada na (pomimo wątpliwości) człowieka cywilizowanego. Opowiadanie zamyka punkt widzenia sierżanta obserwującego zmęczoną bohaterkę i jej średnio zadowolonego kota. Tylko nie w głowę było dla mnie momentami nudne, byłam gotowa się poddać. A jednak dotrwałam do ostatniego zdania i to właśnie ono zrobiło całą historię.


Zgrzytanie Zębów


 

Opowiadanie Magdaleny Kubasiewicz Dokąd odeszły cienie już w tytule sugeruje duszne klimaty i nie zawodzi. Choć autorka odwołuje się do znanych (i sprawdzonych) konwencji, ukrywa je sprytnie wśród fantastycznych elementów.


Philippe de Champaigne, "Vanitas" (ok. 1671)

To nie jest proza wywrotowa, ale za to bardzo satysfakcjonująca — znajdziemy tu nieco (auto)ironicznego głównego bohatera wraz ze skomplikowaną psychologicznie, a przy tym sympatyczną, towarzyszką, która dostaje kilka spektakularnych wejść.


Do tego zagadka w duchu klasycznego kryminału, którą śledzimy z tym większym zainteresowaniem, że kolejne dedukcje odsłaniają przed nami mechanikę wykreowanego przez pisarkę świata.


No i sceny akcji — nie zapominajmy, że bytom niematerialnym też można skopać tyłki.


Mówiąc krótko, solidny kawałek prozy, nieco kpiarski momentami (taki dance macabre to ja rozumiem!), zgrabny i ciemny niczym tajniki nekromancji.


Może tylko pointa mogłaby być odrobinę bardziej dosadna, ale to już upodobania mało subtelnego człowieka się we mnie odzywają.


Bawilis


 

Po drugie jest historią opowiedzianą przez dziewięcioletnią dziewczynkę. Jej mama mówi, że nic nie zdarza się dwa razy, a niektóre rzeczy niepotrzebnie zaistniały nawet raz jeden.



Bohaterka kiedyś tego nie rozumiała, ale teraz jest starsza i mądrzejsza, więc wie, czemu mama patrzy się na nią tak wymownie. Inaczej niż patrzyła na jej starszą siostrę, Maję. Teraz słyszy czasem, jak tata pyta, jakiż to był powód, że z tych dwóch małych dziewczynek została akurat ta jedna. Teraz idzie z mamą do sadu, ale co oznacza nagłe pojawienie się na niebie dwóch księżyców?


Dziecięca narracja wprowadza nas w dość fragmentaryczne wspomnienia, które nie są tak szczęśliwe, jak można oczekiwać po dzieciństwie.


Nonsens


 



Z góry nie patrzą Anny Hrycyszyn pisane jest w formie listu-dzienniku. Hanna żyje w czasach po Potopie, w którego skład wchodzą zmiany klimatyczne związane z podwyższeniem się poziomu wód, strata łączności z satelitami oraz nieznanego pochodzenia fala elektromagnetyczna, która cofnęła świat do XIX wieku.


Główna bohaterka wysyła swój wieloczęściowy list z niewoli i tłumaczy w nim, jak się w niej znalazła, nie mając pewności, czy ktoś go kiedykolwiek odczyta. Jest to jej forma buntu względem podwodnego miasta, o którym istnieniu ludzie na powierzchni nawet nie mają pojęcia. Co się więc stanie, gdy się o nim dowiedzą?


Z góry nie patrzą jest dla mnie przede wszystkim historią o dojrzewaniu, o życiu naznaczonym wieloma traumatycznymi wydarzeniami i zalążkiem nadziei. Oraz dowodem, że ludzie nigdy się nie zmienią.


Nieogar


 

Aneta Jadowska w swoim opowiadaniu Zielona zemsta przenosi czytelnika do Zielonego Jaru – typowego miasta, w którym większą część mieszkańców stanowią zieloni magowie (tyle zieleni, zielony kciuk też się znajdzie!). Nie dziw więc, że złol (niezbędna składowa każdej mieściny) dorobił się na wycince drzew, a swój złolowaty gen przekazał tak na syna, jak i wnuka.



Bycie złym, wiąże się z tym, że mnóstwo ludzi cię nienawidzi, a koniec końców ktoś będzie chciał się zemścić. I tak w przypadku najmłodszego Dziurlikowskiego, Wiktora, miarka się przebrała, zdecydowanie zasłużoną karę wymierza mu chłopak głównej bohaterki – Klon. O tej epickiej zemście zaś całe miasto będzie pamiętać jeszcze przez wiele lat.


Opowiadanie, jak to już jest z opowiadaniami, jest króciutkie, mimo tego świat przedstawiony Zielonego Jaru i jego mieszkańcy są bardziej wiarygodni, niż w niejednej książce. Jak już jesteśmy przy książkach, to dalszym rozwinięciem historii w takowej bym nie pogardziła, gdyż już tęsknię za mamami Maliny i Klona (no za samą Maliną i Klonem może też).


Podsumowując, jak się chce, to się da znaleźć lukę w każdym przepisie, nawet tym narzuconym przez tak restrykcyjną siłę, jaką jest magia zielonego kciuka.


Nieogar


 

Pierwsze moje spotkanie z Anną Kańtoch i tyle zaskoczeń!


Szanowny panie M. jest opowieścią na tyle subtelną, że – być może – nie straciłoby wcale swojej mocy, gdyby nie ukazało się akurat w antologii opowiadań fantastycznych, a to z tego względu, że element nadprzyrodzony jest wyjątkowo niedopowiedziany.


Egon Schiele, Stehende Frau w Rot, "stojąca Kobieta w czerwieni", 1913

Na opowiadanie składa się list pisany po latach przez pewną stateczną już damę. Z szanownym panem M. zetknęła się jeszcze jako młódka, boleśnie świadoma ograniczeń narzucanych jej przez świat, w którym żyje – szczególnie w porównaniu ze swoją umierającą siostrą, której nie krępują już normy obyczajowe.


Spod historii o zmarnowanym debiucie, dramacie rodzinnym i kolonializmie wyziera jednak inna, bardzo niepokojąca opowieść. Tym bardziej niepokojąca, że trzeba ją rekonstruować, wyłuskując kolejne szczegóły tak, jak się rekonstruuje wydarzenia po śladach na miejscu zbrodni. Dodajmy do tego stylizację na modę tłumaczeniową powieści XIX-wiecznych (sic!) i świetne użycie języka (autorka listu jest zdyscyplinowana i z powodzeniem uprawia autocenzurę, w dodatku jako kobiecie nie wypada jej używać pewnych zwrotów, więc gdy mówi o tym, że nauczyła się słów takich jak weksel, rozdarta, dywidenda czy dźgać, to naprawdę jest wydarzenie), a otrzymamy literacką perełkę.


Wróć, nie perłę – truflę wygrzebaną z wilgotnej ziemi.


Bawilis


 

Sąsiedztwo Kańtoch nie zrobiło dobrze Bezduchowi Martyny Raduchowskiej. Nekromancja (nie pierwszy raz w antologii), miłość i handel o duszę – niby stawka bardzo wysoka, a klimat mroczny, ale... wszystko jakieś takie niedopieszczone.


Początek jest okropny – domyślam się, co autorka chciała osiągnąć, ale zamiast przejmującego opisu niepamięci i bólu dostajemy raczej dużo zmetaforyzowanego pustosłowia, które mój spaczony umysł od razu skojarzył ze stylem blogaskowym. A wprowadzenie okazuje się później bardzo istotne.



Na szczęście potem opowieść nieco zmienia ton i balansuje na granicy między sensacją, romansem i dramatem psychologicznym. Co samo w sobie byłoby niezłe, do tego autorka wprowadza trochę bardziej skomplikowaną konstrukcję czasową niż linearna, odkładając rozwiązanie zagadki, ale też konsekwentnie prowadząc narrację głównego bohatera. Forma wynika z treści, treść z form – brawo!


Mimo wszystko, jeśli macie apetyt na interesujące opowiadanie z zaskakującą pointą, będziecie zmuszeni przejść do porządku dziennego nad niezbyt rozbudowaną stroną psychologiczną postaci (zawsze możecie sobie tłumaczyć, że to tylko krótkie opowiadanie), co może być kłopotliwe, jeśli cały utwór opiera się na emocjach.


Całkiem zgrabne i nieco gorzkie zakończenie ratuje całość, ale wciąż – jeśli chcecie przeczytać naprawdę dobre opowiadanie o nekromancie, zajrzyjcie do Magdaleny Kubasiewicz. Howgh!


Bawilis


 



Opowiadanie Mileny Wójtowicz Lot wieloryba jest zagmatwaną historią, w której do naszego świata przeniknął świat równoległy. Powstały miejsca styku zwane Łatami, a pierwszymi zwiastunami Zmian były właśnie latające wieloryby. Zachwyciły one główną bohaterkę, gdy widziała je po raz pierwszy, kiedy miała pięć lat.



Teraz poruszając się w rzeczywistości, w której ludzie mają styczność z jasnymi i łaciatymi, głównym celem dziewczyny jest zapewnienie sobie wygodnego życia. Nastawiona przede wszystkim na swoje szczęście, żeby zarobić, ale się nie narobić, zajmuje się kradzieżą artefaktów Stamtąd. Ma ułatwione zadanie, ponieważ potrafi bezbłędnie rozpoznać wartościowe zdobycze, gdyż widzi otaczającą je magię.


Mamy trochę aresztowań, ślicznego chłopca z Tamtego Świata, kilka trupów i garść nieporozumień pokryta wygodnicką filozofią życia. Opowiadanie zamyka klamra z wielorybem, ale co jest po drodze, każdy sam się musi przekonać.


Nonsens


 

Jest nad zatoką dąb zielony Agnieszki Hałas to zaskakująco dobre połączenie wydarzeń rozgrywających się podczas oblężenia Leningradu oraz futurystycznej wizji świata, w którym po śmierci wcale nie odchodzisz w zaświaty, lecz zostajesz zdigitalizowany. No dobrze, nie do końca ty, a twoje wspomnienia.


Radzieckie działa przeciwlotnicze w Leningradzie. W tle Sobór św. Izaaka, 1941 r. (Wikimedia Commons)

Główna bohaterka opowiadania boryka się z chorobą syna, który pomimo zaawansowanej medycyny, nie może zostać uleczony. W przerwach między opieką nad nim, a pracą programistki, za pomocą technologii VR poznaje wspomnienia swojej babki z czasów drugiej wojny światowej. Próbuje dojrzeć wizerunek pradziadka, którego nie dane było jej poznać ani osobiście, ani poprzez nieliczne fotografie rodzinne z tego okresu.


Przeszłość i przyszłość, mimo iż tak różne, łączy między innymi poemat Puszkina, przynosząc ukojenie i cień nostalgii następnym pokoleniom rodziny. Autorka w sposób niezwykle graficzny a zarazem wrażliwy ukazuje nam krwawą i brutalną rzeczywistość oblężonego miasta, siłę więzi rodzinnych, a także dramat jednostki. W zakończeniu, razem z bohaterką, przekraczamy granicę jawy i snu, odchodząc w metafizyczny niebyt.


Prokrastynacja


 

Ognisty warkocz Anny Nieznaj to opowiadanie wieńczące cały zbiór. Kończyć powinno się z przytupem, prawda? A co ma więcej przytupu niż kataklizm niszczący naszą Planetę Matkę?



Wieści o zagładzie przybyły za późno. Dzięki szybkiej akcji ewakuacyjnej, wybrańcy zostali wystrzeleni w kosmos, by tam znaleźć nowy dom i przedłużyć istnienie rodzaju ludzkiego.


Poznajemy historię staruszki, która będąc dzieckiem, szczęśliwym trafem dostaje się na arkę wraz ze swym ojcem. Dezorientować może początek opowiadania, gdzie zaburzony zostaje linearny czas wydarzeń. Wszystko wyjaśnia się jednak z każdą następną stroną.


Autorka odwołując się do dość klasycznych motywów science fiction, zabiera nas w podróż po bezdrożach kosmosu, a także meandrach ludzkiej psychiki. Okazuje się, że nawet po wymarciu większości gatunku, ludzkość pozostaje ludzkością. Zachłanną, egoistyczną, dążącą do władzy. Opowiadanie nie zostawia nas jednak bez nadziei. Nawet jeśli teraz dzieje się źle, wiemy, że przyjdą następne pokolenia, które będą lepsze i mądrzejsze od nas samych. A przynajmniej tak się łudzimy.


Prokrastynacja


 

Świnka oficjalnie podsumowuje antologię i przyznaje jej kolby kukurydzki (i dodatkowe ziarenka):

Fabuła 🌽🌽🌽🌽🌽 ,12/7

Postacie 🌽🌽🌽🌽🌽 ,89/7

Język 🌽🌽🌽🌽🌽 ,78/7

Własne odczucia 🌽🌽🌽🌽🌽 ,78/7

RAZEM 5,64/7

Comments


© 2023 by The Artifact. Proudly created with Wix.com

bottom of page