Co się działo w krytyce?
- Nieogar I Inni
- 22 lip 2019
- 3 minut(y) czytania

Hip hop to specyficzny rodzaj muzyki. Fani twierdzą, że nie chodzi tylko o muzykę, ale i o styl życia. Dorota Masłowska jako jedna z nielicznych starała się to przedstawić w swojej książce. Trzeba wspomnieć, że wszystkie próby zaprezentowania tego stylu życia były podjęte przez ludzi z „zewnątrz” grupy. W efekcie Paw królowej wraz ze swoim przesyceniem formą może być uznany za wyśmianie środowiska hiphopowego.
Należy jednak zacząć od podstaw. Wizualnie książka przypomina pudełko na płytę muzyczną, co w oczywisty sposób łączy się z jednym z bohaterów – piosenkarzem Stanisławem Retro. Do tego okraszona jest ilustracjami Macieja Sieńczyka i, choć okładka jest estetycznie nienachalna, im dalej w książkę, tym gorzej. A może lepiej? W końcu rysunki oddają ducha powieści. Jako swego rodzaju klamrę na tylną okładkę dano zdjęcie autorki liżącej słoik – zaczyna się spokojnie, im głębiej w temat, tym bardziej książka wprowadza czytelnika w stan powątpiewań wszelkiego rodzaju. Książka nagrodzona Nike (jakby nie było, nagroda prestiżowa) prezentuje się gorzej niż lepiej.

Nie tylko ilustracje prezentują groteskowość świata przedstawionego, język przepełniony wulgaryzmami i częstochowskimi rymami utrudnia przeczytanie więcej niż trzech stron na raz. Oczywiście, wynika to z wypowiedzi samej Masłowskiej, że dobrze jest pisać językiem społeczności, o której się pisze. Mimo wszystko, zdania na stronę można było sobie podarować, żaden raper nie potrafi tak długo mówić na jednym oddechu. Nie ułatwia to jednak życia, a na pewno nie czytania.
Fabularnie książka prezentować się nie może, ponieważ wyłuskanie akcji ze słowotoku narratora jest trudnym zadaniem. Nie dość, że językowo jest pod metaforyczną górkę, to nawiązania do wydarzeń kulturowych z czasu publikacji (rok 2005) jest, w najlepszym wypadku, bezsensowną paplaniną. Paw królowej zestarzał się i tylko radykalne okrojenie tekstu zdoła go uratować przy ponownej redakcji (o ile była ta wstępna). Ewentualnie można dopisać po kilka przypisów na stronę.
Jeśli jest ktoś, kto przetrwał tę lekturę, zyskał mój szczery szacunek. Taka osoba wie również, że akcja dzieje się w grudniu 2004, bohaterami są: wyżej wymieniony Stanisław Retro – piosenkarz przeżywający kryzys, Paulina Plitz – brzydka dziennikarka, od historii jej życia zaczyna się książka. Ostatnim ważnym bohaterem jest menadżer Stanisława – Szymon Rybaczko. Przy przedstawieniu życia prywatnego i zawodowego do historii wchodzą również mniej interesujący bohaterowie.

Narracja jest równie specyficzna co język, narrator łamie „czwartą ścianę” (czy można mówić o „czwartej ścianie” w kontekście książki?), wyzywa czytelnika. Autoironia jest cechą nadużywaną przez narratora. To jest dobry moment na wspomnienie o tytule i jego domniemanym znaczeniu. Paw królowej, gdzie królową jest autorka, wyrzucająca z siebie bełkot – lub pawia.
Najważniejszym przesłaniem książki Masłowskiej jest krytyka społeczeństwa. Policjanci niechcący przyjechać na miejsce wezwania, menadżer Szymon jest łasy na pieniądze, stąd pomysły na lansowanie wykonawców, wywoływanie skandalów. Wyśmianie show-biznesu, bo cóż innego można zrobić, rozpłakać się?
W momencie premiery Paw został uznany za coś zjawiskowego i rzeczywiście – pierwsza powieść hiphopowa od autorki pierwszej książki dresiarskiej. To coś znaczyć musi, tylko co? Jak wielu czytelników z ostatnich lat, nie jestem w stanie dotrzeć do iskierki talentu. Trzeba Masłowskiej przyznać, pomysły ma dobre, tylko z warsztatem jest gorzej. O ile Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną była niezwykła i jedyna w swoim rodzaju, tak Paw królowej zaczyna wonieć zmęczeniem materiału. Wygląda to tak, jakby Masłowska myślała, że znalazła niszę dla całej swojej twórczości, a tak naprawdę udało się upchnąć jedną tylko książkę.
Książka Masłowskiej byłaby całkiem niezłą powieścią, gdyby nie postawienie formy nad treścią. Po usunięciu większości wulgaryzmów, nieudolnych rymów i skróceniu zdań pozostaje średniej jakości książka o show-biznesie w miejscu irytującego opisu niczego. Pozostaje zadać sobie pytanie: „co się działo w krytyce?” Chyba coś niezwykłego, ewentualnie bardzo nudnego. Jeden raz przyznać Nike za bełkot jest do wybaczenia, ale dwa razy? Czy naprawdę krytycy byli tak oczarowani? Jeśli tak, to jestem bardzo ciekawa, jak do tego doszło.
Comments