Architekt książki po godzinach
- Nieogar I Inni
- 16 wrz 2019
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 21 paź 2019

Raz mnie widzisz, raz nie widzisz
Michael Bierut
Tłum. Paweł Lipszyc
Wydawnictwo Karakter
Okładkowa walka o uwagę krótkowidza na stole zawalonym książkami to sytuacja zasługująca na upamiętnienie w poemacie. Nim taki powstanie, pragnę przedstawić zwycięzcę tego cichego, acz dramatycznego starcia.
Raz mnie widzisz, raz nie widzisz Michaela Bieruta to pozycja będąca swoją własną reklamą. Zacznijmy od prostej, a pomysłowej (chociaż wyjątkowo nieekologicznej) okładki – przezroczysta obwoluta jest jednocześnie częścią tytułu i świetnie chroni całą książkę. Nie ma też ryzyka, że się porwie. Na okładce dosadna, buńczuczna czcionka[1] (którą znajdziemy również w środku), czerń, biel i czerwień – jak się okazuje w trakcie lektury, szczególne dla autora kolory.

W środku znajdziemy zbiór esejów o szeroko pojętym dizajnie. Esejów, a czasem wręcz felietonów, na co wskazywałyby niewielka objętość wielu tekstów i humor. Autor nie stroni od ironii i anegdoty, przybiera postawę trochę gawędziarską, ale nie mentorską, czy (broń borze!) moralizatorską. Pisze lekko i przystępnie, również dla niezaznajomionych z tematem.
Z jego „miniaturek” przebija zachwyt dla dizajnu jako pojęcia, jako pracy i jako sposobu myślenia. I choć Bierut mówi przeważnie o osobistych doświadczeniach i własnym spojrzeniu na wiele spraw, zawsze pełno w nich innych ludzi, którzy go inspirowali, uczyli, a w końcu ukształtowali.
Raz mnie widzisz… w prawdzie skusił mnie typografią (rozumianą jako temat, ale i dosłownie[2]), ale w końcu nie tylko do liternictwa ogranicza się projektowanie; na odkrycie czekają opowieści architektoniczne z akademika i niewielkich miasteczek, animowane Wykastrowane Duszki, wyjątkowo twórczy tandem muzyczny, tworzenie logo dla ONZ i Hilary Clinton, ale przede wszystkim historia rozwoju tego konkretnego „artysty komercyjnego”, jak Bierut sam siebie określa.
Nie należy spodziewać się w tym zbiorze wynikowości i konkretu podręczników. To dość ryzykowne rozwiązanie – sądzę, że wielu dotychczasowych czytelników skusiło się na tę pozycję w poszukiwani wskazówek wielkiego projektanta. Tymczasem Michael Bierut, opisując własną zawodową ścieżkę, pokazuje w jaki sposób zmieniało się myślenie o dizajnie. Myślenie i twórców, i zleceniodawców (tu udowadnia, że politycy uwierzyli w dizajn zbyt mocno), i przeciętnych, niezainteresowanych odbiorców.
Jesteśmy otoczeni zaprojektowanymi przedmiotami, żyjemy w wymyślonej przez kogoś przestrzeni (albo sami ją modelujemy), nawet najnieistotniejsze przedmioty w naszym otoczeniu to efekt czyjejś pracy twórczej. Tak samo często przemyślanej jak zlekceważonej.
Bierut pokazuje jak wiele osób wierzy w dizajn. Wierzy, to znaczy sądzi, że przy jego pomocy można rozwiązać niemal każdy problem. Albo taki stworzyć – jeśli się chce projektowanie wykorzystać w sposób wyrachowany. Kluczowe jest tu słowo „sądzi”. Bierut, przy całym swoim zachwycie dla projektowania, uważa, że wszyscy trochę go przeceniamy. Ostatecznie można złożyć tekst trzydziestoma dwoma krojami pisma, ale cóż z tego, jeśli wie o tym tylko projektant, jego żona i ich wydawca?
(Jak to cóż? – zapyta początkujący projektant – frajda, czysta frajda!)
Redakcja: 🌽🌽🌽🌽🌽🌽🌽/7
Język: 🌽🌽🌽🌽🌽🌽 /7
Szata graficzna: 🌽🌽🌽🌽🌽🌽🌽/7
Treść: 🌽🌽🌽🌽🌽🌽/7
Własne odczucia: 🌽🌽🌽🌽🌽🌽/7
RAZEM: 6,4/7
Bawilis
Przypisy:
[1] Wojowniczych purystów zapraszam do przeczytania manifestu Adama Twardocha http://uxlabs.pl/wyrwane-z-kontekstu-font-czy-czcionka/
[2] Michael Bierut czuwał również nad formą polskiego wydania jego pracy.
Comments