Siedem fanfików hetero, które nie wypalą Ci oczu
- Nieogar I Inni
- 4 lip 2019
- 13 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 5 lip 2019
(kolejność raczej przypadkowa)
Wszyscy wiemy, jak trudno o dobrego fanfika na Wattpadzie. Wiele osób już dawno stamtąd odeszło, głównie na ao3, w przekonaniu, że na Wattpadzie nie zostało już nic, co warte byłoby uwagi. Ale to nieprawda! Zapewniam, że Wattpad wcale nie umarł i nadal można znaleźć tam wiele fików najwyższej jakości. Oczywiście trzeba umieć szukać – poleganie na wattpadowych rekomendacjach może nie przynieść satysfakcjonujących wyników.
Kto jednak w fanfikach orientuje się choć trochę, z pewnością zdaje sobie sprawę, że obecnie za słowem fanfiction domyślnie stoi słowo yaoi oraz tagi typu #boyxboy. Dlaczego tak jest? Trudno powiedzieć, czy to popyt napędza podaż, czy podaż popyt. Zdaje się, że to po prostu działa w obie strony – ludzie o paringach homoseksualnych i chętniej czytają, i piszą. Czasem jednak przychodzi moment, w którym ma się ochotę na małą odmianę, chciałoby się wziąć za coś innego, za jakieś hetero, choćby jedno, tak zwyczajnie dla urozmaicenia. Oprócz tego – z autopsji wiem, choć nadal to dla mnie niepojęte, że istnieją osoby czytające wyłącznie(sic!) fanfiki typu boyxgirl.
Jeśli jednak nawet za porządnym yaoi trzeba się po Wattpadzie niemało nabiegać, to czy znalezienie porządnego hetero graniczy z cudem? Tak, graniczy. Ale nie jest niemożliwe! Po polecanych i popularnych pozycjach, ukazujących się na stronie głównej, wywnioskować można, że wyświetlenia niekoniecznie idą w parze z jakością. Powinno tak być i byłoby naprawdę super, gdyby tak było – ale nie jest. Znaczną część użytkowników Wattpada tworzą osoby o niezbyt wysokich wymaganiach: styl? składnia? interpunkcja? wielkość liter? kogo to obchodzi? byle była jakaś fajna akcja. Stąd taki stan rzeczy.
Dlatego ci, rzeczywiście oczekujący od tekstu więcej, muszą radzić sobie sami. Najczęściej perełki wpadają w ręce przypadkiem, czasem z polecenia. Ponieważ one zazwyczaj niczym się nie wyróżniają, ani okładką, ani nazwą. Zdarza się nawet, że wręcz zniechęcają, choćby boleśnie oklepanym tytułem czy po prostu złą grafiką. Bywa (dość w sumie często), że klikamy w śliczną okładkę o obiecującym, kreatywnym tytule, ale już w opisie atakuje nas „Cześć! Nazywam się Rose, mam 17 lat i jestem zwykłą nastolatką.”, więc uciekamy stamtąd w popłochu, jak najszybciej; bywa jednak również tak (i doświadczył tego pięknego momentu chyba każdy wattpadowy poszukiwacz skarbów), że podczas kolejnej bezowocnej wycieczki po tworach wszystkich tak samo nudnych i złych, pozbawieni już nadziei, klikamy w kolejną, taką samą jak sto innych, okładkę, opatrzoną takim samym jak sto innych tytułem, nie spodziewając się właściwie niczego szczególnego, ale zaczynamy czytać opis, jedno zdanie za drugim i – motyla noga – właśnie znaleźliśmy diamencik.
Przyznaję, że czasem odnoszę wrażenie, że wszystkie dobre i w miarę dobre autorki zajmują się wyłącznie mainstreamem, czyli yaoi, a do pisania hetero zostały już tylko te słabe i najsłabsze. A wcale nieprawda! Nie wszystkie. I oto siedem na to dowodów.
DISCLAIMER: Oczywiście z pewnością istnieje na Wattpadzie więcej hetero fików trzymających poziom, jednak jest to dość subiektywne zestawienie na podstawie moich doświadczeń czytelniczych. Tych siedem, według mnie, zasługuje na uznanie najbardziej. Ale hej, na pewno nie czytałam jeszcze wszystkiego. Masz coś godnego polecenia? Podziel się.
PS Będą też niedokończone! Bo zdolne autorki zabierające się za hetero mają jedną zaletę i jedną wadę: zaletę taką, że istnieją, a wadę – prawie nigdy nie kończą swoich prac.
Fenomen by yokita – H.S (niedokończone)
Joslyn Lennox to córka jednego z bogatszych inwestorów w Nowym Jorku. Ma dwadzieścia lat i spełnia swoje ambicje studiując na wydziale malarstwa i rzeźby. Jej życie od zawsze składało się z bankietów, ciągłych rozporządzeń i upomnień ze strony matki. Jednak szczerze lubiła to jak wygląda jej codzienność, choć czasem nie ze wszystkiego była w pełni zadowolona.
Pewnego wieczora, który zapowiadał się tak jak zawsze, poznała tajemniczego mężczyznę. Od razu dostrzegła jego pewność siebie i to jak wyróżniał się z tłumu. Tej samej nocy prezes światowej korporacji zostaje okradziony, a mężczyzna znika. Jak się okazuje, nie na długo. Kim jest i co połączy go z Joslyn? Jakie konsekwencje wynikną z ich relacji?

Ficzek znaleziony dawno temu, szczęśliwym trafem. Tytuł krzyczał „klikaj”, a okładka ani zachęciła, ani powstrzymała, bo jest raczej neutralna. Spodziewałam się może średniej, a może tylko znośnej opowieści. Po przekopaniu wielu, wielu utworów na Wattpadzie, pojawia się coś na kształt intuicji – patrzysz na coś i nic nie wskazuje na to, że to jest dobre albo złe, ale ty masz przeczucie, jakie to może być. Oczywiście bywa, że można się pomylić i ocenić książkę o 180° odwrotnie, niż na to zasługuje – mnie jednak, w tym przypadku, szósty zmysł nie zawiódł. Coś mi powiedziało, że to może być to, i było.
Fanfik na bazie może i banalnej: dziewczyna z bogatej rodziny poznaje złego chłopca. Ale Harry Styles wcale nie biega tu z pistoletem, nie jeździ czarnym Range Roverem, ani nie jest szefem gangu. Biega z pędzlem, własnego auta chyba nie ma, a szefem jest sam dla siebie. Nie jest wulgarny ani agresywny, ale niezwykle inteligentny, przebiegły i bardzo tajemniczy. Nie tylko jego postać autorka zbudowała tak umiejętnie i z kunsztem – cały świat przedstawiony jest bardzo dobrze przemyślany, bohaterowie są wiarygodni, „bogata rodzina” nie jest przerysowana, jak to zwykle bywa, a język autorki nie budzi żadnych zastrzeżeń.
Złamię twoje zasady by shiniing – B.I (iKON)
– Twój własny minidekalog? – męski głos zwrócił się w moim kierunku.
– Coś w tym stylu – odparłam, wciąż darząc zainteresowaniem tylko przedmiot przede mną. – Zasady, które pozwolą mi przetrwać i równocześnie pozostać sobą.
– Mogę się założyć, że odkąd mnie poznałaś, złamiesz każdą z nich.

To jeden z tych ficzków, w które nie klika się po to, żeby sprawdzić, czy są dobre, ale po to, żeby upewnić się, że faktycznie są złe. I okładka, i tytuł napełniły mnie przeświadczeniem, że fik wleci na listę NIE DOTYKAĆ tak szybko, jak w niego wejdę. To nie tak, że dziewczyna na okładce zawsze jest złym znakiem – ale jeśli nie jest azjatką (w przypadku fików kpopowych oczywiście), można się zacząć obawiać. Ta tutaj niby nią jest, ale i tak wiemy, że akcja będzie toczyć się w Stanach Zjednoczonych (lepsze jednak to, niż na przykład Polka jadąca do Korei, o zgrozo). Po wejściu w książkę właściwie wiele się nie zmieniło – może opis nie gryzie, ale też nie daje całkowitej pewności, że autorka umie pisać, a to, co zobaczymy dalej, nie zrobi nam krzywdy. A zdarza się, że opis nawet daje złudną nadzieję! Użycie w tym miejscu fragmentu tekstu, zamiast napisania czegoś, to popularny zabieg. W przypadku fików bez wątpliwości dobrych nie mam co do tego zastrzeżeń, jednak z doświadczenia wiem, że w przypadku tych mniej dobrych może to być bardzo mylące. Niemniej jednak, kiedy do czynienia mamy z cytatem, trzeba po prostu czytać dalej, żeby sprawdzić, na co właściwie trafiliśmy.
Rzadko przytrafia się tak miła pomyłka, jak w przypadku I'm gonna break your rules. Autorka nie wie, co to półpauza i pauza dialogowa i trochę źle stosuje spacje przy dywizach je udających, ale to absolutnie wszystko, co mi nie pasuje. Interpunkcja, sposób budowania zdań, dobór słów – wszystko jest jak najbardziej poprawne. Język jest dojrzalszy, niż się można na to nastawić na początku. Akcja budowana umiejętnie, powoli, jedno wydarzenie wynika z drugiego, a w pewnym momencie nici są już tak ze sobą splątane, że pojawia się nawet myśl „wow, ona ma głowę”. Bohaterka, Sky, mimo merysójkowego imienia i sporych zadatków na Mary Sue, nie jest nią, a Hanbin, główny bohater, to nie przezroczysty i typowy bedboj bez uczuć, a całkiem miły, sympatyczny młodzieniec ze spadającą czapką i odrobinę za dużą pewnością siebie.
Almost Polite by YourLittleBoo – L.H
Nie był zły. Mogłabym powiedzieć o nim wszystko, ale nie to, że był złym człowiekiem. Może trochę pogmatwanym. Potrafił doprowadzić mnie do łez jednym słowem, potrafił wrzeszczeć i rozbijać butelki po whisky o podłogę, potrafił ranić jak nikt inny, bo sam był zraniony. Ale mnie kochał, nie mówił tego często, jednak okazywał jak tylko mógł. Wreszcie pokochał mnie na tyle mocno, by zapomnieć jak bardzo nienawidzi samego siebie i ludzi dookoła. Różniliśmy się na wskroś, niemal pod każdym względem. On był złym chłopcem, ja byłam grzeczną dziewczynką, ale tylko pozornie. Kiedy zostawaliśmy sami, w zaciszu Domu Bazgrołów, w małym miasteczku Climore Cove, gdzieś na końcu świata nie byliśmy już Aspen Barymoore i Luke'iem Hemmingsem - nieśmiałą córką konserwatorki sztuki, która przyjechała ze Stanów oraz niepoprawnym popaprańcem z plotek rdzennych mieszkańców brytyjskiej zatoki. Stawaliśmy się dwójką zwyczajnych ludzi, którzy potrzebowali choć odrobiny zrozumienia.

Nie wiem, co jeszcze mogłabym dodać. Opis mówi sam za siebie – to zdecydowanie jest perełka. Jeden z dwóch fanfików na liście, których nie czytałam, a polecam. Jest to jednak ta sytuacja, w której na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z Wattpadowym arcydziełem.
O Almost Polite słyszałam wiele, głównie na Twitterze, oczywiście same superlatywy. Te same osoby mówiły to samo także o podobnych (również popularnością) pozycjach, np. The one that got away o Niallu Horanie, jednak tamten nie budzi we mnie aż takiego zainteresowania, tam są błędy. Nie rozumiem, skąd ten zachwyt. Pokazuje to dobrze, jak bardzo popularności nie powinno się traktować jako pewnego wyznacznika wartości. Ale – choć przyzwyczaiłam się już do tego, prawdę powiedziawszy – niekoniecznie duża popularność i hype oznaczają niską jakość.
Wiadomo, że ocenę trzeba wydać samemu, jednak tym razem wdzięczna jestem Twitterowym komentatorkom, bo gdyby nie one, nigdy bym pewnie o Almost Polite nie usłyszała. No chyba, że Wattpad, jakimś sposobem, by mi to polecił. Brzmię być może na trochę zbyt podekscytowaną, jak na fanfik, którego nawet jeszcze nie czytałam, ale to dlatego, że – rzeczywiście – jestem nim podekscytowana. Już niemal całkowicie o nim zapomniałam, leżącym i czekającym gdzieś na dnie listy To read, a teraz miałam okazję odświeżyć sobie pamięć i kiedy tylko dane mi będzie mieć chwilę czasu, zacznę je wreszcie.
Pamiętam wciąż te niecierpliwe grupki fanów autorki na Twitterze, czekające wspólnie na nowy rozdział. Myślałam wtedy, że chodzi o jakieś twitterowe AU, a tu nie – fanfik, w dodatku wattpadowy i po polsku. Idealnie. W ten sposób trafiłam na Almost Polite i zaraz po sprawdzeniu opisu postanowiłam, że – nie wiem kiedy, nie wiem za ile – ale w końcu to przeczytam. Chyba nadszedł czas. Jakoś usilnie polecać nie będę, chociaż to ładnie na końcu tekstu wygląda, ale myślę po prostu , że nie ma potrzeby. To się samo przez się poleca, wystarczy tylko zerknąć.
Usidlona by -kingfisher- – PJM (BTS) (w trakcie)
Fukuoka Ise, chcąc ratować resztki swojej godności i chęci do życia, postanawia uciec z rodzinnej Jokohamy. Jej droga kończy się w Seulu, gdzie z pomocą najlepszego przyjaciela - Kim Seokjina - odnajduje ciepły i bezpieczny kąt. I kiedy wydaje jej się, że w końcu ma szansę poprowadzić spokojny żywot, na jej drodze pojawią się BTS. Japonka staje się częścią świata pełnego mrocznych zagadek i niebezpiecznych sytuacji. Powoli odkrywa karty z życia chłopaków i, pomimo początkowej niechęci wobec bandu, próbuje im jakoś pomagać.
Nikt się jednak nie spodziewa, że najgorszy atak nadejdzie od środka.

Nie pamiętam właściwie, jak to się dokładnie stało, że to znalazłam. Było to jednak stosunkowo niedawno. Chyba czytałam coś podobnego, może nawet yaoi, wcale akurat wtedy niczego nie szukałam, ale ładna okładka pojawiła się u dołu mojego ekranu, a że klikam we wszystko, co śliczne i estetyczne, to kliknęłam i w to. Raczej z rezerwą, tak tylko, z ciekawości, ponieważ z góry uznałam, że nie ma nawet opcji, żeby za takim tytułem kryło się cokolwiek wartego uwagi. Nawet jeśli okładka stoi do tego w opozycji – a stoi, ponieważ przyciąga uwagę i daje poczucie profesjonalizmu.
Ale hola, i tu można się naciąć, bo zdarza się, że najmierniejsi autorzy podejmują współpracę z najlepszymi wattpadowymi grafikami, i z tego wychodzą takie jajka niespodzianki (z wcale nie miłą niespodzianką). Jakież było moje zdziwienie, kiedy zaczęłam czytać opis, a on okazał się ładnie, zwięźle i bezbłędnie napisanym tekstem. Wyświetlenia nie są wysokie, ale czyżby niedoceniona hetero perełka? A tak. Niby dziwne, że tak dobrze napisane opowiadanie jest tak mało popularne, ale właściwie, to wcale nie dziwne. Raz, że tytuł po prostu odstrasza, bo czego można spodziewać się po opku, książce, czymkolwiek nazwanym Usidlona, Zdradzona, Porzucona, Zraniona, Zakochana, zesrana lub jakimkolwiek innym słowem odpowiadającym na pytanie jaka? No niczego górnolotnego. Obawiam się więc, że dużo osób mogło je pominąć.
A ci natomiast, którzy za czymś właśnie niewysokich lotów się rozglądają i przez to trafiło na Usidloną, nie zostaną z nią na długo. To jest slowburn, pisany językiem dojrzałym, autorka kładzie nacisk na dokładne uformowanie bohaterów, razem z ich przeszłością, zagłębia się w psychikę, nie pędzi z akcją… żadnego bedboja nie ma. Żadnych wybuchów i fajerwerków też nie ma (o, ale potem są! jakie potem są!), więc przeciętny czytelnik, oczekujący łatwej, szybkiej i niewymagającej rozrywki, na długo z tym fanfikiem nie zostanie, niestety. Tym bardziej wytrwałym polecam jednak, zapewniam też, że nie jest wcale nudno. I po cichu liczę na zmianę tytułu, coś mi się wydaje, że może wyjść autorce, i książce, na dobre.
Iluzja Miłości by COLD_PRINCESS – KSJ/JJK (BTS)
Co skrywa w sobie prywatna szkoła z internatem?
Ten budynek stwarza pozory i może się wydawać idealnym miejscem o którym śnią młodzi ludzie, ale te ściany skrywają wiele tajemnic. Uczniowie tworzą hierarchię, która potrafi zniszczyć najsłabszemu życie.
Hanna jest pewna, że trafiła do wymarzonej bajki, jednakże idealny obrazek, który malowała w swojej głowie od dłuższego czasu zastępuje czarnym kolorem, kiedy przekonuje się, że w tym miejscu nic nie jest tak idealne, jak przedstawiają to ludzie poza murami tej szkoły. Uczniowie przechodzą przez piekło i tylko ona jest bezpieczna. Chroniona przez zupełnie nieznajomego chłopaka, który uparcie wierzy w to, że ją zna. I rzeczywiście - nie kłamie. Zna Hannę mimo że ona widzi go po raz pierwszy na oczy.
Prawda która tkwi głęboko w jego sercu jest na tyle wstrząsająca, że wywraca nastolatce życie do góry nogami. I nie tylko jej, ponieważ jego sympatia okazuje się zwykłą iluzją…

Ja wiem, ten edit wygląda źle. Ten edit jest zły. Nawet nie, że niepoprawnie wykonany, tylko po prostu zły. Jak zresztą 99% hetero editów. A na okładkach wyglądają szczególnie źle. Ale hej, przynajmniej Azjatka. Opowiadanie nie znalezione, ale polecone. Może nie przez kogoś, kogo gust byłby jakąś gwarancją, ale na pewno kogoś, kto wie doskonale, że mnie się byle czego nie poleca. I jest to polecenie trafione, owszem. Jeśli odrzucić zniechęcającą okładkę i ogólny motyw graficzny, który w sumie nie wiem, czy bardziej mnie bawi, czy cringe'uje, to wszystko jest raczej okej.
Brak mi entuzjazmu, ponieważ, nie owijając, wcale tego fika nie lubię. Nie wiem nawet dlaczego, po prostu jest nie dla mnie i nie ma na to siły. Próbowałam czytać, udało mi się znieść ze trzy rozdziały, ale byłam tak znużona, że dałam sobie spokój i więcej do niego nie wróciłam. Jedynie przeleciałam pobieżnie pozostałe rozdziały, żeby zobaczyć, co tracę. A jest ich 93! Dziewięćdziesiąt! I trzy!
To nie tak, że z tą książką jest coś nie w porządku – język poprawny, interpunkcja poprawna, słownictwo poprawne. Wszystko niby siedzi na miejscu. Przebieg wydarzeń też poprawny, a nawet powinien być zachęcający, bo brzmi ciekawie. Sam pomysł naprawdę jest dobry. Zastanawiam się po prostu, jak można historię z takim potencjałem zapisać w taki sposób, że jest, zwyczajnie, okropnie nudno. W dodatku rozciagnąć tę nudę, jak gumę i zrobić z tego tasiemca… Jednakże – Iluzja Miłości wśród czytelników cieszy się ogromną popularnością i tak bardzo, jak nie potrafię tego zrozumieć, tak często widzę, jak ludzie ją sobie z wielkim zapałem nawzajem polecają.
Żeby więc zachować odrobinę obiektywizmu i oddać tej pozycji honor, musiałam ją w zestawieniu umieścić. Ponieważ ona się faktycznie podoba. Zatem jeśli szukasz fika hetero, który nie grozi urazem, to ten na pewno wpisuje się w ramy, a skoro nie jesteś mną, to istnieje szansa, że naprawdę go polubisz. Bo może to po prostu ze mną coś nie tak.
UNFAIR by XSCALYX – KTH (BTS)
Kiedy nestorka rodu Kim, babcia Taehyunga umiera w tajemniczych okolicznościach, pierwsze podejrzenie pada na służącą - Seo Chong. Zostaje ona niesłusznie oskarżona o morderstwo z premedytacją, po czym trafia do więzienia. Kilkanaście lat później zostaje wypuszczona z aresztu, lecz odzyskana wolność wcale nie jest taka wspaniała, jak myślała Chong. Czy znajdzie w sobie siłę, by zemścić się za zmarnowane za kratami lata?

Tutaj naprawdę nie wiem, co napisać. Jest to drugi fanfik, którego jeszcze nie czytałam, ale chcę szczerze polecić, jednak ze względu na to, że nie jestem zaznajomiona z treścią, nie mogę o niej opowiedzieć, ocenić, nakreślić stylu autorki czy zrobić czegoś podobnego. Nawet fragmenty, które przejrzałam, są niewielkie w porównaniu do Almost Polite. To dlatego, że kiedy je odkryłam, po prostu umieściłam na liście To read, żeby go nie zgubić, i tak zostawiłam, a że było to całkiem niedawno, bowiem UNFAIR to najnowsze moje znalezisko, to nie wystarczyło nawet czasu, by wrócić na moment i przeczytać coś więcej. Wyciągnęłam je na wierzch dopiero teraz, na potrzeby tego zestawienia. Opowiadanie też, mimo ponad 9 tysięcy odczytań, nie może równać się z Almost Polite, posiadającym ich 581 tysięcy, więc ich zasięgi także będą różne, stąd na Twitterze nigdy nie spotkałam się z tym, by ktoś mówił, ekscytował się nowym rozdziałem bądź polecał UNFAIR.
Skąd zatem wiem, że fanfik ten jest wart uwagi? Może i nie przeczytałam dużo, ale wystarczająco, żeby mieć pewność, że autorka nie robi błędów. Ba. Pisze bardzo umiejętnie, świetnie dobiera słowa i potrafi budować sytuacje obrazowo. I opis – opis też jest bardzo dobry, może royal to nie są moje klimaty, ale to nic, bo jeśli jest wątek kryminalny, to jestem pierwsza do czytania, a mam przeczucie, że tutaj poprowadzony będzie naprawdę sprawnie i ciekawie. I choć troszkę mnie dywizy w opisie zmartwiły, to przemiłe zaskoczenie spotyka nas po wejściu w pierwszy rozdział – autorka używa pauz dialogowych! Wszędzie, gdzie są potrzebne! I żadnych dywizów. Jedyne, do czego można by się przyczepić, to okładka, bo chociaż zdjęcie piękne, to nadal tylko zdjęcie. Nawet żadnego napisu. Jestem pewna, że można byłoby zrobić z tej ładnej grafiki równie ładną grafikę okładkową, nie ujmując przy tym nic klimatowi opowiadania. Ale możliwe całkiem, że to jest zamierzone i przemyślane przez autorkę – i tak ma po prostu być.
Weakness by hxbcajs – J.B
Nie oglądaj się za siebie, bo on tylko na to czeka. Na tym polega właśnie jego gra - czyjś strach go nakręca. Okaż słabość, a dasz mu sygnał.

Dowód na to, że można napisać całkowicie typową historię o typowej Mary Sue, spotykającej na swojej drodze typowego złego chłopca – i zrobić to dobrze. Właściwie „zły chłopiec” może tu być niedopowiedzeniem, powiedzmy – przestępcę psychopatę. Ale to historii nie pomaga, robi się tylko bardziej typowo. Pojawia się, prześladuje, chce zabić, dobrze wygląda – idealne warunki, by zrobić z tego bolesną w odbiorze, nierealną, nielogiczną i niespójną opowieść, kolejną do wattpadowej kolekcji.
Z fanfikami z Justinem jest tak, że choć nie brak tych bardzo, bardzo złych, to najwięcej chyba jest takich „trochę poniżej średniej”: nawet by się dało to czytać, ale po co. Wchodząc więc w poszczególne pozycje, niekoniecznie ucieka się z krzykiem, ma miejsce kontemplacja – zostać czy nie warto? Jeśli opis jest rozbudowany, to da się wyłapać ewentualne błędy i podjąć decyzję szybciej, ale jeśli nie jest, to trzeba jednak w pierwszy rozdział wejść. W przypadku Weakness, jak bywa często, już początek utworu daje informację: co z tego, że w opisie nie ma błędów? tu będą. Ale nie jakieś okropne, spokojnie. Klasycznie, można powiedzieć – dywizy zamiast pauz. I to na szczęście wszystko. Przecinków nie, ortografów nie, literówek nie i składni z dupy wziętej też nie – ale dywizy, nawet taki tyran jak ja, jest w stanie (jeśli treść się broni) przeboleć.
A tu, jak najbardziej, treść się broni. Przede wszystkim jest to slowburn, co bardzo szanuję. Bohaterom wszystko zajmuje dużo czasu. Przy powolnym rozwoju akcji łatwo o nudę – bo cóż po tym, że slowburn, jeśli jest maksymalnie nieciekawie. Ale autorce udało się tej nudy uniknąć. Nawet się do niej nie zbliża! Trzyma w napięciu, wprowadza niepokój, rozbudowuje przemyślenia i aktualny stan bohaterów, wplatając dialogi dba, żeby były istotne i zapadające w pamięć. Przyznaję, że jeśli sięgam po tego typu historie, to po to, żeby się odmóżdżyć, jednakże, jeśli już – to na najwyższym możliwym poziomie, a Weakness może nam to zapewnić. Dodam, że książka cieszy się tak dużym uznaniem i popularnością (choć to niezbyt wartościowe na Wattpadzie, ale jednak), że powstała również druga część.
Comments