top of page

Fanart, czyli ludzkość wciąż bawi się tak samo

  • Zdjęcie autora: Nieogar I Inni
    Nieogar I Inni
  • 10 paź 2019
  • 2 minut(y) czytania

Definicja w internetowym słowniku języka polskiego jest wyjątkowo lakoniczna: wizualne dzieło inspirowane dziełem innego autora; fanart zaś w słowniku PWN nie występuje wcale. Wydawałoby się więc, że zjawisko jest jeśli nie nowe, to na tyle niepopularne, że nie zasługuje na osobne hasło. Jak pewnie większość z czytelników się orientuje, wniosek o niepopularności jest wyjątkowo chybiony.



Co do świeżości zjawiska... będę zgłaszać pewne wątpliwości, ale o tym zaraz.


Wszystkie grafiki w poście są od: Menel Zwany Tytanem (@menelzwanytytanem)

Chyba nie ma osób, które – poczytując ukradkiem fanfiki – nigdy nie spotkały się z fanartem. Podobno (według Wikipedii) pojęcie fanartu obejmowało niegdyś szersze spektrum twórczości fanowskiej, w końcu art to nie tylko sztuka wizualna, jednak dziś jednoznacznie kojarzymy ten termin z rysunkami, komiksami, animacjami itp. związanymi z cudzą twórczością.


Fanart jest swego rodzaju manifestacją – twoje dzieło podoba mi się tak bardzo, że też chcę mieć w nim udział, ta historia mnie urzekła, dołożę coś od siebie. To wyraz aprobaty, ale też sposób dla leniwych na tworzenie własnych historii.


Cóż, socjologowie i psychologowie na pewno mieliby więcej do powiedzenia na ten temat. Ja chciałabym zauważyć, że zwykle kiedy myślimy o fanartach mamy wśród skojarzeń przede wszystkim dość współczesne rysunki, rozpowszechniane przy pomocy internetu. Ba! Fanarty bywają przecież częścią całego przemysłu „gadżetowego”, a na pewno są z nim związane i przyczyniają się do popularyzowania dzieł, do których się odnoszą.



Ale do rzeczy. Czy fanart to rzeczywiście tak nowe zjawisko? A co z pastiszami? W końcu to też twory niemogące istnieć bez oryginału, nie tylko nawiązujące do stylu, ale będące wyrazem aprobaty dla konkretnego utworu/autora (patrz wyżej). Zwykle pastisze przybierają formy literackie lub muzyczne, ale jak już mówiłam, fanart nie jest wcale wąskim pojęciem, ograniczającym się do wizualiów.


Ale porzućmy pastisze, wszak te były wyjątkowo popularne (szczególnie w muzyce) w wieku XX, a samo słowo zadomowiło się w polszczyźnie w dzisiejszym znaczeniu już w wieku XVI. Zakładając, że zjawisko jest starsze niż określający je termin (a tak zwykle bywa), możemy przyjąć, że tego rodzaju imitatorstwo ma całkiem imponującą historię.




A skoro mowa o imitacji, chciałabym przyjrzeć się zjawiskom obecnym w muzyce być może od samego początku jej istnienia, a na pewno już od średniowiecza. Myślę o aranżacjach, ale przede wszystkim wykorzystywaniu melodii ludowych, czy też popularnych w muzyce „oficjalnej”, (czyli przeważnie religijnej, taką uważano za godną spisania), wielokrotnym podkładaniu różnorakich tekstów do tych samych melodii (zależnie od okazji), a ponadto wykorzystywaniu cudzych melodii w swoich utworach. I to nie tylko na zasadzie zachowywania cantus firmus, czyli melodii „wyjętych” z chorału i służących za podstawę wielogłosowych kompozycji.




W międzyczasie rozpowszechniło się „pożyczanie” melodii by zrobić z nich wariacje, fugę, wpleść w symfonię... Cóż, wydaje się, że fanart może mieć dłuższą historię, niż sądzimy. Może z czasem doczeka się porządnego hasła w encyklopedii, a pewnego dnia, kto wie, stanie się pełnoprawnym terminem z zakresu historii sztuki. Ja na pewno będę forsować ten pomysł.


Wyjątkowo niepoważny

Bawilis

Comments


© 2023 by The Artifact. Proudly created with Wix.com

bottom of page