Jak NIE pisać fanfików
- Nieogar I Inni
- 29 sie 2019
- 5 minut(y) czytania
ani w ogóle niczego
Wszystkie nasze dotychczasowe posty czwartkowe skierowane były przede wszystkim do czytelników fanfików bądź osób, które chciałyby nimi zostać. Dziś postanowiłam wyjść naprzeciw tym, którzy – oprócz czytania – tworzą własne internetowe książki. Na Wattpadzie niełatwo o prawdziwie wartościową pozycję, a wiele utworów jest porzucanych przez potencjalnego odbiorcę już po pierwszym zdaniu. Albo nawet przed nim, bo przy opisie. Albo jeszcze wcześniej – już na etapie oceny okładki lub tytułu!
Zdarza się, że myślimy sobie „O, zapowiada się dobrze”, bo okładka jest ładna, tytuł niebanalny, a opis przedstawia ciekawy, interesujący nas pomysł, natomiast już po pierwszym zdaniu cały nasz zapał znika i opuszczamy opowiadanie zawiedzeni, ponieważ nie jesteśmy w stanie dalej go czytać ze względu na przepełniony błędami język. To smutny moment. Byłoby ich w życiu miłośników fanfików mniej, gdyby tylko niektórzy autorzy zechcieli przywiązać wagę do „nieistotnych szczegółów”. Chcąc zatem zmienić świat na lepsze, przedstawię dziś siedem rzeczy, na których powinniśmy się skupić, zabierając się za pisanie własnej opowieści – w oparciu o moje obserwacje – aby nie popełnić fanfikowego przestępstwa oraz, być może, zyskać więcej wyświetleń.
1. Okładka
Nie jest prawdą, że nie powinniśmy oceniać książki po okładce – to integralna część utworu i nie można traktować jej jako czegoś odrębnego. Przeciwnie – okładka może nam bardzo dużo o książce powiedzieć, dlatego tak ważne jest, by dobrze ją dopasować do swojego opowiadania i zadbać, by była estetyczna. Ostatnio modne są okładki zupełnie niezwiązane z treścią, ale za to bardzo aesthetic – nie jestem fanką takich rozwiązań, jednak nadal są one dobre. Lepiej wybrać na okładkę coś ładnego, co niekoniecznie pasuje w sposób oczywisty do fabuły, niż nawrzucać w jeden obraz po trochę wszystkiego, psując tym samym całą estetykę. Ważne jest też odpowiednie dobranie fontu tytułu. Jeśli nie potrafimy zrobić okładki samodzielnie, dobrze jest poprosić o to kogoś, kto zna się na tym i ma doświadczenie.
2. Tytuł
Tu jest dość łatwo. Może nie ma złych tytułów, ale na pewno są tandetne. Przede wszystkim unikajmy tytułów zbyt długich, oczywistych i po prostu głupich. Przykładem, jak nie nazywać książki, może być fik „Jak zaliczyć Koreańczyka i nie zostać zaliczonym” autorstwa nie pamiętam czyjego. Zdecydowanie lepiej zastanowić się dłużej i ostatecznie wybrać coś krótkiego i rzeczowego, żeby uniknąć kiczu. Często spotkać można teraz tytuły obcojęzyczne. Oprócz angielskiego – bo takie są standardem – widziałam wiele łacińskich, francuskich i włoskich. To również dobre zagranie, choć warto najpierw poszukać wśród polskich słów. Jeśli jednak naprawdę brak nam pomysłu na tytuł, można skorzystać ze słownika wyrazów obcych, istnieje szansa, że znajdziemy w nim coś niebanalnego i chwytliwego.
3. Opis
Tutaj już poruszamy także kwestię piątą i szóstą, ponieważ w opisie również nie mogą się pojawić błędy interpunkcyjne czy językowe. To jednak nie wszystko – dobry, skutecznie zachęcający czytelników opis, nie może być ani za długi, ani za krótki (co zdarza się o wiele częściej). Bywa, że nawet dobre, porządne fanfiki mają ubogie opisy, ale wtedy akurat zachęcają czym innym. W opisie warto zawrzeć główny wątek, imiona bohaterów, zarys relacji między nimi oraz ich charakterów. Ważne też, by można było wywnioskować przynajmniej w przybliżeniu czas i miejsce akcji. Dobry opis nie zdradza jednak za dużo – pamiętajmy, by nie „wysypać” od razu całej fabuły i zakończenia.
4. Wstęp
Nie zaczynamy od „mam na imię”. To naprawdę najgorsza rzecz, jaką możemy zrobić swojemu fanfikowi. Po czymś takim żaden szanujący się czytelnik o choćby minimalnej świadomości językowej, z nami nie zostanie. Nie jest dobrze tak od razu wykładać wszystko, jak kawę na ławę – ta sama zasada dotyczy na przykład filmów. Jeśliby wyróżnić jedną rzecz, po której można poznać zarówno złą książkę, jak i zły film, to byłoby to właśnie „łopatologiczne” przedstawianie postaci i sytuacji na samym wstępie. Nawet jeśli twoja bohaterka ma na imię Rose, 17 lat i jest szarą myszką, to niech to wszystko wyjdzie z czasem, w miarę czytania. Ah! I nigdy nie zaczynaj od pobudki z powodu „krzyku rodzicielki” lub „promieni słonecznych wpadających do pokoju”. Po prostu tego nie rób.
5. Interpunkcja (pauzy dialogowe i półpauzy!)
Przechodzimy w tym momencie do zmory każdego posługującego się poprawną polszczyzną czytelnika. Choćby nie wiem jak świetny był twój pomysł, może się okazać, że będzie niemożliwy do przeczytania z powodu błędów. W tym punkcie opiszę interpunkcyjne, a do językowych przejdę w następnym. Zacznę może od półpauz – choć to najpowszechniejszy z błędów, to najmniej rażący. Jeśli wszystko inne jest na swoim miejscu, to dywizy zamiast półpauz da się zaakceptować. Podobnie z pauzami dialogowymi, tu jednak jestem mniej tolerancyjna, ponieważ dywizy na początku każdej wypowiedzi psują wygląd tekstu trochę bardziej. Dla przypomnienia:
- to jest dywiz;
– to jest półpauza;
— to jest pauza dialogowa.
Z kropkami zwykle nie ma problemów, pamiętajmy po prostu, żeby nie stawiać przed nimi spacji ani nie łączyć ich z pytajnikami i wykrzyknikami. Z przecinkami natomiast tych problemów jest najwięcej i gdybym miała wypisać tu wszystkie zasady ich stawiania, zajęłoby mi to cały dzień, dlatego moja rada brzmi: zaglądajmy do słowników interpunkcyjnych lub – co łatwiejsze – korzystajmy z całego zasobu informacji PWN. Od siebie dodam tylko: a) spację stawiamy po przecinku, nie przed nim; b) zasada „przed że i przed który zawsze stawiamy przecinek”, stosowana ochoczo przez internetowych twórców, nie jest prawdziwa.
6. Pisownia
Tu króciutko, bo nie ma nad czym się rozwodzić. Jest po prostu kilka zasad, które należy zapamiętać i się do nich stosować. Nie ma mniejszych i większych błędów – zarówno „pujdzie”, jak i „chciał bym” zamiast „chciałbym” to takie same błędy ortograficzne. Nikt nie będzie czytał czegoś, co razi w oczy, a przy skrajnie dużych liczbach błędów – niemal boli fizycznie. Mam w pamięci kilka najczęściej przeze mnie spotykanych ortografów, zatem umieszczę poniżej niepoprawną oraz właściwą formę, by łatwo było je zapamiętać.
chciała bym❌ chciałabym✅
poszli byście❌ poszlibyście✅
gdy byś❌ gdybyś✅
jak byś❌ jakbyś✅
nie potrzebne❌ niepotrzebne✅
nie koniecznie❌ niekoniecznie✅
jednak że❌ jednakże✅
bynajmniej w znaczeniu przynajmniej❌ bynajmniej w znaczeniu bynajmniej✅
w tą stronę❌ w tę stronę✅
7. Imiona
Jest to właściwie taki mały dodatek specjalnie dla osób piszących fanfiki kpopowe. Tym piszącym niekpopowe mogę jedynie poradzić, by byli po prostu kreatywni – jeśli możesz nie nazywać swojej bohaterki Sky, Rose, Alex lub Hope, to nie nazywaj.
Sprawa się komplikuje przy imionach koreańskich. Nie będę nikogo ganiać za używanie pospolitych imion, bo trudno mi ocenić jakie to są i czy w ogóle takie są. Szczerze mówiąc, spotykam się z dużo większą różnorodnością imion właśnie w fanfikach kpopowych. Problem natomiast stanowi ich zapis. Mniejszym jest niekonsekwencja, zaś większym – brak znajomości zapisu imienia własnego idola. Zacznijmy od tego, że istnieje kilka rodzajów romanizacji (czyli zapisu hangula za pomocą alfabetu łacińskiego). Niby nie powinno się ich łączyć w jednym tekście, jednym zdaniu, a już całkiem – w jednym słowie. Ja osobiście do tej zasady nie stosuję się zbyt ściśle. Brak konsekwencji w niektórych przypadkach wynika z wygody i pojawia się dość często u wielu autorów. Oprócz tego Koreańczycy sami kombinują z romanizacją swoich imion. I nie tylko imion. Jak więc się w tym nie pogubić? Wystarczy poznać dwa najpopularniejsze sposoby zapisu, a potem wybrać sobie jeden, który lepiej nam pasuje, i go zapamiętać. Żeby zobrazować o czym mówię, użyję BTS jako przykładu. W trzeciej kolumnie napiszę, jak inaczej mnie samej zdarza się zapisywać niektóre z tych imion, mimo że nie mam pewności, czy tak jest poprawnie.

Pamiętajmy, że najważniejsze, to trzymać się jednej zasady i jak już się zdecyduje na jeden sposób zapisu, to stosować go konsekwentnie w całej publikacji. Można zrobić małe odstępstwo, jeśli jest uzasadnione – ja na przykład dla trójki z chłopców wolę używać Jeong Hoseok, Kim Taehyeong i Jeon Jeongguk, mimo że resztę imion zapisuję tak, jak w środkowej tabelce, ponieważ tylko w tych trzech przypadkach pojawiają się problemy z wymową i tworzą się jakieś dżungi, tehjungi i dżungkuki lub, co gorsza, dżungkoki. Jednak na inne mieszkanki usprawiedliwienia nie widzę.
Jako ciekawostkę przytoczę mały koszmarek, który ostatnio miałam nieprzyjemność ujrzeć – dwa razy pod rząd! – na Facebooku. Mianowicie: JungGuk. Właściwie nie wiadomo, jak to czytać. Dżungguk? Dżonggok? Co autorka miała na myśli? Tak, moi drodzy, nie robimy.
コメント